Lillian leżała na łóżku, zamknięta od wewnątrz w jednym z pokoi gościnnych.
-Lill, kurczę, nie możesz tam siedzieć w nieskończoność! - krzyczała Angela, waląc w drzwi. Rose siedziała oparta o ścianę naprzeciwko, znudzona dwugodzinnym czekaniem na brunetkę. Zastanawiała się też cały czas, co do cholery mogło się tam wydarzyć....?
-Jadą! - dziewczyny usłyszały wieść niosącą się z ust do ust służących. Siostry popatrzyły po sobie z ogromnym zdziwieniem. Wracały akurat z przejażdżki konnej, więc szybko dotarły przed stajnię. Po drodze Rose zapytała siostry:
-Angela, nie sądzisz że coś tu nie gra?
-I to bardzo! Przecież Lill miała zostać tam 3 dni! Czemu wraca na drugi dzień rano?
W stajni Angela zeszła ze swojego karego konia i pomogła Rose zejść ze swojego - perłowego rumaka. Natychmiast potem puściły się biegiem. Przy samym dziedzińcu musiały praktycznie przeciskać się przez służbę dworu - wszyscy byli zaskoczeni niespodziewanym przyjazdem księżniczki. Angela dostrzegła wjeżdżający właśnie przez bramę powóz, gdy Rose pociągnęła ją w stronę ich ojca.
-Naprawdę, znowu jakieś kłopoty... - powiedział niby do nich, niby sam do siebie. Widać było jednak, że był trochę zaniepokojony całą sytuacją. Dziewczyny musiały odsunąć się od króla, gdy jakichś trzech mężczyzn podeszło do niego, tłumacząc coś. W międzyczasie powóz dojechał i wyszedł z niego Andre. Angela wbrew sobie westchnęła z zachwytu, gdy dostrzegła jego potargane włosy i wygniecioną koszulę, której dwa rozpięte guziki ukazywały tors chłopaka. Ten obszedł pojazd i otworzył drzwi z drugiej strony. Gdy Lillian wysiadła z wozu, wszystkich zamurowało.
-Ona ma...-zaczęła Rose z niedowierzaniem.
-Krótkie włosy! - dokończyła za nią równie zaskoczona Angela.
Tymczasem brunetka szybkim krokiem, nie czekając na podążającego za nią chłopaka, przeszła obok zaskoczonego ojca i weszła do zamku. Andre za to podszedł do króla, złożył mu ukłon i zaczął coś mówić. Angela i Rose, nie zważając na nich, wbiegły za siostrą do zamku.
-Lill! -krzyknęła Rose, rozglądając się po wnętrzu. W końcu dziewczyny usłyszały trzaśnięcie drzwiami i ruszyły w tamtą stronę.
-Angela, dajmy temu spokój, proszę! - powiedziała Rose - jeżeli będzie chciała to wyjdzie!
-No błagam, chyba nam, jako jej siostrom, należą się wyjaśnienia, prawda! KURDE, LILLIAN, WYCHODŹ!
Dziewczyny usłyszały szczęk zamka. Spojrzały po sobie z mieszanymi uczuciami, po czym Rose, wstając, skinęła głową Angeli. Ta otworzyła więc drzwi i weszła do środka. Doznała dziwnego uczucia, zobaczywszy znowu Lillian w tych jej krótkich włosach. Najstarsza siostra siedziała na łóżku, oparta o jego balustradę. Wzrok miała obojętny, rękami obejmowała kolana, nawet nie spojrzała na dziewczyny.
-Lill, co się stało? - zapytała Rose podchodząc do łóżka i chwytając siostrę za ręce.
-Nie wiem... to.... było dziwne.. -Powiedziała Lillian wciąż zapatrzona w przestrzeń, po chwili jednak na jej bladej twarzy pojawił się rumieniec - i zbyt zawstydzające, by wam o tym opowiedzieć.
Angela popatrzyła na siostrę pełnym niezrozumienia wzrokiem.
-Powiem wam jedynie, że to wszystko było ustawione. Andre... nie, ten psychopatyczny idiota, powiedział mi, że wybrał już od razu i że chce mnie poślubić...
-Co?! - zapytała za złością Angela, podchodząc do łóżka - przecież miałyśmy mieć równe szanse!
-Nie odpowiadam za to, co siedzi w jego chorym umyśle, okej?
-No dobra, ale co z tymi twoimi włosami? - zapytała Rose, nie mogąc zrozumieć nic z tłumaczenia siostry.
-No... kurczę. Mówił, że go pociągam i w ogóle. I próbował... no wiecie... coś więcej...
Dziewczyny popatrzyły na Lillian z niedowierzaniem.
-Cholera...
-Zrobił ci coś?
-Nie... uciekłam, gdy dotknął jednej z moich... no, wiecie. Wyrwałam mu się i zamknęłam w łazience.
-No dobra, ale co z tymi włosami?! - dopytywała Rose.
Wtem ktoś zapukał do drzwi. Dziewczyny popatrzyły po sobie z przestrachem.
-Przecież nikt nie wie, że tu jesteśmy! - szepnęła Angela.
-Ja otworzę... - powiedziała Rose - nie wpuszczę tego kogoś do środka, spokojnie.
Blondynka podeszła do drzwi, otwarła je lekko, wyszła przez nie, po czym zatrzasnęła za sobą. Po chwili wyczekiwania jej sióstr, Rose wróciła do pokoju.
-To była jakaś służąca. Kazała Lill przyjść do ojca, gdy będzie gotowa.
Brunetka odetchnęła z ulgą. Andre oczywiście nie mógłby w takim momencie pałętać się po ich zamku, ale jednak...
-Nooo, Lill, to co w końcu z tymi włosami? - Rose przerwała rozmyślania dziewczyny. Liillian westchnęła.
-Powtarzał cały czas, że tak mu się podobają, a ja byłam spanikowana i nie wiedziałam co robić. Obcięłam je, by mnie zostawił w spokoju. Wiem, że to było dziwne, ale pierwszy raz byłam sama, z dala od was, pozostawiona na jego pastwę...
Ramiona Lill zaczęły się trząść, więc jej siostry objęły ją bez słowa.
-Lill, chodźmy na śniadanie, co? - zapytała Angela -jesteś pewnie głodna, jeżeli nie zdążyłaś nic zjeść w Leuenskey, to znaczy, że ostatni raz jadłaś dwa dni temu!
-Faktycznie wyglądasz strasznie blado - przytaknęła siostrze Rose. Lillian wstała więc z małą pomocą dziewczyn.
-Okej. Dzięki, że mnie tak pocieszacie i dbacie o mnie. Mam nadzieję tylko już więcej go nie spotkać. W tym momencie, Andre jest chyba moim największym koszmarem...
Nagle ktoś niespodziewanie otwarł drzwi, które trzasnęły o ścianę. Siostry wystraszyły się hałasu i momentalnie spojrzały w tamtą stronę.
-O cholera...- powiedziała cicho Rose.
Kto cię dzisiejszej nocy uśpi, księżniczko?
"Chwycił jej gorącą twarz w obie dłonie, tak delikatnie, że Lillian ledwo to poczuła. Wtedy chłopak zbliżył twarz do jej twarzy i oparł swoje chłodne czoło o jej, a dziewczyna otwarła szeroko oczy. -Uwielbiam, jak tak się czerwienisz... - szepnął, po czym pocałował lekko jej nos i czoło. Jego usta były miękkie i przyjemnie chłodne, kontrastujące z jej rozpaloną rumieńcem skórą... "
poniedziałek, 30 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
Rozdział XI: "chyba się w tobie zakochałem..."
-J..jak to? - zapytała niepewnie dziewczyna. Andre wstał, aby usiąść obok Lillian. Gdy to zrobił, chwycił jej podbródek i złożył krótki pocałunek na jej policzku. Jego usta były chłodne i miękkie, jednak skóra Lillian i tak zrobiła się w tym miejscu gorąca, gdy na jej twarz wkradł się rumieniec.
-Tak to. Lillian, jesteś moim marzeniem, odkąd tylko cię zobaczyłem.
Dziewczyna chciała jeszcze zapytać o tak wiele rzeczy, jednak Andre szepnął jej do ucha "Nie zadawaj, proszę, żadnych pytań". Wbrew jej woli po plecach przeszedł jej dreszcz. Spojrzała kątem oka na chłopaka, który zdążył odsunąć się od niej. Miał zaczerwienione policzki, jednak oprócz tego nic nie wskazywało na to, że przed chwilą wynikła między nimi taka sytuacja. Chłopak kciukiem pocierał o swe usta, wpatrując się w drogę. Gdy spojrzał na dziewczynę, ta z onieśmieleniem spuściła wzrok. Andre zaśmiał się słodko i ujął jej dłoń. W tym samym czasie karoca zwolniła, aż w końcu zatrzymała się zupełnie.
-Już jesteśmy na miejscu - powiedział do niej niskim głosem. Z niezwykłą gracją wyszedł z pojazdu, a Lillian nie mogła powstrzymać się od spoglądania na jego piękne ciało aż do momentu, gdy zatrzasnął za sobą drzwi. Po chwili chłopak był już po drugiej stronie karocy i otworzył dziewczynie, po czym ująwszy jej dłoń, pomógł Lillian wstać. Stali tak chwilę, ona jeszcze w karocy, on na ziemi, wpatrując się w siebie, aż Andre pociągnął jej dłoń. Dziewczyna zachwiała się i jęknęła, wpadając w jego ramiona. Andre rzucił jej jeden ze swych szelmowskich uśmiechów i ujął ją jedną ręką pod kolanami. Trzymając ją tak, ruszył w stronę zamku, który z bliska robił jeszcze większe wrażenie. Ogromny, z jasnego kamienia, porośnięty bluszczem. Był naprawdę piękny.
-Jakbyś była panną młodą - rzucił Andre, przenosząc ją przez próg. Dziewczyna wbrew swojej woli zaśmiała się ze słów chłopaka, na co on zareagował prawdziwie uradowanym uśmiechem. W środku zamku było przyjemnie chłodno. Gdy Andre postawił w końcu Lillian na bordowym dywanie, którym wyłożona była cała podłoga, brunetka mogła rozejrzeć się po wnętrzu. A tam zaskoczyły ją piękne, ogromne żyrandole, w których światło ze świec odbijało się w kryształach. Były naprawdę ogromne i zapierające dech w piersiach. Na ścianach wisiały za to czerwone gobeliny oraz obrazy. Brunetka stała tyłem do chłopaka, podziwiając korytarz.
-Podoba Ci się tu, księżniczko? -szepnął Andre do ucha Lillian, a ta aż podskoczyła z zaskoczenia - niedługo to wszystko będzie tylko twoje...
Dziewczyna odwróciła się do szatyna na te słowa.
-Właśnie, Andre, musisz mi to wszystko wytłu...
Nie dokończyła, gdyż chłopak złączył ich usta w gorącym pocałunku.
Andre przyparł ją do ściany. Czuła jego zapach, przeszywający jej nozdrza. Jej serce biło jak szalone. Twarz Andre była tak blisko jej, że ich oddechy mieszały się ze sobą. Wpatrywał się w nią pożądliwym wzrokiem, a jego niebieskie oczy pociemniały. Chłopak przyciskał ją do chłodnej ściany całym swym ciałem. Czuła, jak jego biodra niebezpiecznie ocierały się o jej podbrzusze. Jej obie ręce przyparł do zimnej powierzchni nad ich głowami.
-Nie... proszę - zdołała ledwo wydusić z siebie Lillian
-Niedługo będziesz tylko moja - wyszeptał jej do ucha chrapliwym głosem, przez co ciało Lillian przeszedł niemiły dreszcz, po czym niespodziewanie złączył ich usta. Dziewczyna jęknęła z zaskoczenia, a Andre skorzystał z okazji i wślizgnął swój język do jej ust, przejeżdżając nim po języku Lillian. Ta, zszokowana, na początku nie opierała się, jednak potem zaczęła ruszać głową, by uwolnić swe usta od jego ust, gdy nie mogła złapać tchu. Chłopak chwycił ją wtedy prawą ręką za podbródek, nie przerywając pocałunku. Po chwili oderwał się od niej i przestudiował ją całą wzrokiem, od góry do dołu i z powrotem. Obydwoje dyszeli ciężko. Przymrużył oczy i przyparł swój policzek do jej policzka, szepcąc:
-Lillian... tak słodko smakujesz... Jesteś wspaniała i już niedługo tylko moja - zaczął bawić się kosmykami jej brązowych włosów, nawijając je na palec wskazujący prawej ręki - uwielbiam twoje włosy. Są takie długie, piękne i tak pięknie pachną...- oderwał swoją twarz od jej policzka i zaczął całować dziewczynę po szyi. "Cholera... dlaczego mi się to podoba?! " zapytała siebie samą Lillian, gdy z jej ust wydobył się cichy jęk. Andre tymczasem nie szczędził czasu, prawą ręką sięgając w dół. Chwycił materiał jej sukni na linii jej bioder i zaczął podwijać go w górę, nie przerywając pocałunków na szyi dziewczyny. Gdy podwinął go do końca, ręką musnął jej biodro, kierując ją na plecy dziewczyny, i wywołując tym dziwny prąd, który przeszedł przez ciało dziewczyny.
-Lillian... od początku mi się tak bardzo podobałaś... I wiesz co? Chyba się w tobie zakochałem... - szepnął Andre zmysłowo, upajając się zapachem dziewczyny. "Nie, nie!" oprzytomniała nagle Lillian, gdy Andre dosięgnął jej zapięcia od stanika "Nie możemy... muszę coś zrobić!". Spróbowała gwałtownie się wyrwać, jednak to spowodowało tylko, że Andre jeszcze mocniej przycisnął ją do ściany. Dziewczyna jęknęła. Nie mogła już znieść bliskości jego ciała. Chłopak odpiął wreszcie zapięcie, po czym skierował rękę na jej klatkę piersiową. Lillian poczuła, jak próbuje zsunąć jej stanik. Zaczęła gorączkowo szukać drogi ratunku, gdy nagle poczuła jego dłoń na swojej piersi.
-Nie!!! - wrzasnęła, i w nagłym przypływie siły odepchnęła chłopaka, wymykając się z jego objęć. Z jej policzków leciały łzy, jednak ta zdawała się tego nie dostrzegać, biegnąc korytarzem i obmyślając drogę ucieczki. W końcu wpadła do pomieszczenia, które okazało się łazienką z zamkiem. Zatrzasnęła za sobą drzwi, zasuwając zamek i oparła się o ścianę. Rozpłakała się na dobre i zsunęła po ścianie. Czuła się taka brudna... zdradzona. Myśl, że on dotknął jej tam, była nie do zniesienia. Lillian usłyszała, jak ktoś wali w drzwi. Wstała z przestrachem. Podeszła do lustra wiszącego naprzeciwko trzęsącym się krokiem. "Myśl, Lillian, co robić?" Zaczęła otwierać wszystkie szuflady pod lustrem, aż znalazła małe nożyczki do paznokci. Chwyciła je w rozdygotane dłonie i, płacząc, zaczęła obcinać swoje włosy, jeden pukiel po drugim. "Tak uwielbiasz długie włosy? Nie dam ci ich. Nie dam ci siebie! Nigdy nie będę twoja!" Ręce jej się trzęsły, walenie w drzwi nasilało się, słyszała krzyki, poza tym była spanikowana, przerażona i zrozpaczona. I sama. Kosmyki jej włosów spadały do umywalki, a wraz z nimi łzy dziewczyny. Gdy skończyła, rzuciła nożyczki na posadzkę i odsunęła się gwałtownie od umywalek. I wtedy poczuła, że traci równowagę, chwyciła się jednej z szuflad, co jednak nic nie dało i w jednej krótkiej chwili uderzyła głową o posadzkę. Gwiazdki zamigotały jej przed oczami i poczuła przeszywający ból, aby w następnej chwili stracić przytomność i nie czuć już nic. Odgłosy z korytarza przestały docierać już do jej umysłu.
***
Pierwszym odgłosem, który usłyszała, był rytmiczny dźwięk, coś jak... odgłos końskich kopyt uderzających o twardą powierzchnię. Lillian otworzyła oczy. Nad nią był dach karocy. "Och, wracam już do domu?" zapytała sama siebie w myślach i spróbowała się podnieść, jednak poczuła duży ból z tyłu głowy. Ten ból przypomniał jej ostatnie wydarzenia. Z przerażeniem chwyciła za swoje włosy. Były takie krótkie... Dziewczyna z trudem powstrzymała łzy. W końcu z niemałym trudem podniosła się. Zdziwiła ją obecność Andre, a raczej przeraziła, gdy tylko przypomniała sobie, co chłopak usiłował wczoraj jej zrobić. Ten jednak siedział cicho, wyprostowany i wpatrywał się w widoki za oknem. Zdawał się wcale nie dostrzegać tego, że Lillian się obudziła. Dziewczyna miała ogromną chęć zapytać go, gdzie ją zabiera. Nie mogła znieść myśli, że może jadą... wziąć ślub. Wtedy on przejąłby królestwo i... ją. Lillian wzdrygnęła się na myśl, co mógłby jej zrobić ten brutal. W końcu przemogła się.
-Emmm... - chłopak nawet na nią nie spojrzał - gdzie jedziemy?
-Odwożę cię do twojego ojca - odpowiedział, nawet na nią nie spoglądając, a jego głos był cholernie oficjalny, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Lillian odetchnęła z ulgą, słysząc jego słowa. "Czyli ślubu nie będzie. Gdy tylko dojadę do Trillingeru, zakończy się ten koszmar". Zaraz jednak dopadło ją zwątpienie. "Ale jeżeli nie ja... czy Angela będzie musiała to przeżywać? Wybrał ją?!"
-Nie poślubię żadnej z was - powiedział ni stąd ni zowąd, jakby czytał w jej myślach.
_____________________________________________________________________________
Nareszcie, po tak długiej przerwie, jestem znowu XD Sorki że tyle czekaliście, ale napisałam wcześniej ostatnią część tego posta i potem za chiny nie umiałam połączyć tego wszystkiego w całość... ;D W każdym razie ten rozdział jest już za mną, więc tworzenie historii o trzech księżniczkach znowu rusza! ^^
-Tak to. Lillian, jesteś moim marzeniem, odkąd tylko cię zobaczyłem.
Dziewczyna chciała jeszcze zapytać o tak wiele rzeczy, jednak Andre szepnął jej do ucha "Nie zadawaj, proszę, żadnych pytań". Wbrew jej woli po plecach przeszedł jej dreszcz. Spojrzała kątem oka na chłopaka, który zdążył odsunąć się od niej. Miał zaczerwienione policzki, jednak oprócz tego nic nie wskazywało na to, że przed chwilą wynikła między nimi taka sytuacja. Chłopak kciukiem pocierał o swe usta, wpatrując się w drogę. Gdy spojrzał na dziewczynę, ta z onieśmieleniem spuściła wzrok. Andre zaśmiał się słodko i ujął jej dłoń. W tym samym czasie karoca zwolniła, aż w końcu zatrzymała się zupełnie.
-Już jesteśmy na miejscu - powiedział do niej niskim głosem. Z niezwykłą gracją wyszedł z pojazdu, a Lillian nie mogła powstrzymać się od spoglądania na jego piękne ciało aż do momentu, gdy zatrzasnął za sobą drzwi. Po chwili chłopak był już po drugiej stronie karocy i otworzył dziewczynie, po czym ująwszy jej dłoń, pomógł Lillian wstać. Stali tak chwilę, ona jeszcze w karocy, on na ziemi, wpatrując się w siebie, aż Andre pociągnął jej dłoń. Dziewczyna zachwiała się i jęknęła, wpadając w jego ramiona. Andre rzucił jej jeden ze swych szelmowskich uśmiechów i ujął ją jedną ręką pod kolanami. Trzymając ją tak, ruszył w stronę zamku, który z bliska robił jeszcze większe wrażenie. Ogromny, z jasnego kamienia, porośnięty bluszczem. Był naprawdę piękny.
-Jakbyś była panną młodą - rzucił Andre, przenosząc ją przez próg. Dziewczyna wbrew swojej woli zaśmiała się ze słów chłopaka, na co on zareagował prawdziwie uradowanym uśmiechem. W środku zamku było przyjemnie chłodno. Gdy Andre postawił w końcu Lillian na bordowym dywanie, którym wyłożona była cała podłoga, brunetka mogła rozejrzeć się po wnętrzu. A tam zaskoczyły ją piękne, ogromne żyrandole, w których światło ze świec odbijało się w kryształach. Były naprawdę ogromne i zapierające dech w piersiach. Na ścianach wisiały za to czerwone gobeliny oraz obrazy. Brunetka stała tyłem do chłopaka, podziwiając korytarz.
-Podoba Ci się tu, księżniczko? -szepnął Andre do ucha Lillian, a ta aż podskoczyła z zaskoczenia - niedługo to wszystko będzie tylko twoje...
Dziewczyna odwróciła się do szatyna na te słowa.
-Właśnie, Andre, musisz mi to wszystko wytłu...
Nie dokończyła, gdyż chłopak złączył ich usta w gorącym pocałunku.
Andre przyparł ją do ściany. Czuła jego zapach, przeszywający jej nozdrza. Jej serce biło jak szalone. Twarz Andre była tak blisko jej, że ich oddechy mieszały się ze sobą. Wpatrywał się w nią pożądliwym wzrokiem, a jego niebieskie oczy pociemniały. Chłopak przyciskał ją do chłodnej ściany całym swym ciałem. Czuła, jak jego biodra niebezpiecznie ocierały się o jej podbrzusze. Jej obie ręce przyparł do zimnej powierzchni nad ich głowami.
-Nie... proszę - zdołała ledwo wydusić z siebie Lillian
-Niedługo będziesz tylko moja - wyszeptał jej do ucha chrapliwym głosem, przez co ciało Lillian przeszedł niemiły dreszcz, po czym niespodziewanie złączył ich usta. Dziewczyna jęknęła z zaskoczenia, a Andre skorzystał z okazji i wślizgnął swój język do jej ust, przejeżdżając nim po języku Lillian. Ta, zszokowana, na początku nie opierała się, jednak potem zaczęła ruszać głową, by uwolnić swe usta od jego ust, gdy nie mogła złapać tchu. Chłopak chwycił ją wtedy prawą ręką za podbródek, nie przerywając pocałunku. Po chwili oderwał się od niej i przestudiował ją całą wzrokiem, od góry do dołu i z powrotem. Obydwoje dyszeli ciężko. Przymrużył oczy i przyparł swój policzek do jej policzka, szepcąc:
-Lillian... tak słodko smakujesz... Jesteś wspaniała i już niedługo tylko moja - zaczął bawić się kosmykami jej brązowych włosów, nawijając je na palec wskazujący prawej ręki - uwielbiam twoje włosy. Są takie długie, piękne i tak pięknie pachną...- oderwał swoją twarz od jej policzka i zaczął całować dziewczynę po szyi. "Cholera... dlaczego mi się to podoba?! " zapytała siebie samą Lillian, gdy z jej ust wydobył się cichy jęk. Andre tymczasem nie szczędził czasu, prawą ręką sięgając w dół. Chwycił materiał jej sukni na linii jej bioder i zaczął podwijać go w górę, nie przerywając pocałunków na szyi dziewczyny. Gdy podwinął go do końca, ręką musnął jej biodro, kierując ją na plecy dziewczyny, i wywołując tym dziwny prąd, który przeszedł przez ciało dziewczyny.
-Lillian... od początku mi się tak bardzo podobałaś... I wiesz co? Chyba się w tobie zakochałem... - szepnął Andre zmysłowo, upajając się zapachem dziewczyny. "Nie, nie!" oprzytomniała nagle Lillian, gdy Andre dosięgnął jej zapięcia od stanika "Nie możemy... muszę coś zrobić!". Spróbowała gwałtownie się wyrwać, jednak to spowodowało tylko, że Andre jeszcze mocniej przycisnął ją do ściany. Dziewczyna jęknęła. Nie mogła już znieść bliskości jego ciała. Chłopak odpiął wreszcie zapięcie, po czym skierował rękę na jej klatkę piersiową. Lillian poczuła, jak próbuje zsunąć jej stanik. Zaczęła gorączkowo szukać drogi ratunku, gdy nagle poczuła jego dłoń na swojej piersi.
-Nie!!! - wrzasnęła, i w nagłym przypływie siły odepchnęła chłopaka, wymykając się z jego objęć. Z jej policzków leciały łzy, jednak ta zdawała się tego nie dostrzegać, biegnąc korytarzem i obmyślając drogę ucieczki. W końcu wpadła do pomieszczenia, które okazało się łazienką z zamkiem. Zatrzasnęła za sobą drzwi, zasuwając zamek i oparła się o ścianę. Rozpłakała się na dobre i zsunęła po ścianie. Czuła się taka brudna... zdradzona. Myśl, że on dotknął jej tam, była nie do zniesienia. Lillian usłyszała, jak ktoś wali w drzwi. Wstała z przestrachem. Podeszła do lustra wiszącego naprzeciwko trzęsącym się krokiem. "Myśl, Lillian, co robić?" Zaczęła otwierać wszystkie szuflady pod lustrem, aż znalazła małe nożyczki do paznokci. Chwyciła je w rozdygotane dłonie i, płacząc, zaczęła obcinać swoje włosy, jeden pukiel po drugim. "Tak uwielbiasz długie włosy? Nie dam ci ich. Nie dam ci siebie! Nigdy nie będę twoja!" Ręce jej się trzęsły, walenie w drzwi nasilało się, słyszała krzyki, poza tym była spanikowana, przerażona i zrozpaczona. I sama. Kosmyki jej włosów spadały do umywalki, a wraz z nimi łzy dziewczyny. Gdy skończyła, rzuciła nożyczki na posadzkę i odsunęła się gwałtownie od umywalek. I wtedy poczuła, że traci równowagę, chwyciła się jednej z szuflad, co jednak nic nie dało i w jednej krótkiej chwili uderzyła głową o posadzkę. Gwiazdki zamigotały jej przed oczami i poczuła przeszywający ból, aby w następnej chwili stracić przytomność i nie czuć już nic. Odgłosy z korytarza przestały docierać już do jej umysłu.
***
Pierwszym odgłosem, który usłyszała, był rytmiczny dźwięk, coś jak... odgłos końskich kopyt uderzających o twardą powierzchnię. Lillian otworzyła oczy. Nad nią był dach karocy. "Och, wracam już do domu?" zapytała sama siebie w myślach i spróbowała się podnieść, jednak poczuła duży ból z tyłu głowy. Ten ból przypomniał jej ostatnie wydarzenia. Z przerażeniem chwyciła za swoje włosy. Były takie krótkie... Dziewczyna z trudem powstrzymała łzy. W końcu z niemałym trudem podniosła się. Zdziwiła ją obecność Andre, a raczej przeraziła, gdy tylko przypomniała sobie, co chłopak usiłował wczoraj jej zrobić. Ten jednak siedział cicho, wyprostowany i wpatrywał się w widoki za oknem. Zdawał się wcale nie dostrzegać tego, że Lillian się obudziła. Dziewczyna miała ogromną chęć zapytać go, gdzie ją zabiera. Nie mogła znieść myśli, że może jadą... wziąć ślub. Wtedy on przejąłby królestwo i... ją. Lillian wzdrygnęła się na myśl, co mógłby jej zrobić ten brutal. W końcu przemogła się.
-Emmm... - chłopak nawet na nią nie spojrzał - gdzie jedziemy?
-Odwożę cię do twojego ojca - odpowiedział, nawet na nią nie spoglądając, a jego głos był cholernie oficjalny, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Lillian odetchnęła z ulgą, słysząc jego słowa. "Czyli ślubu nie będzie. Gdy tylko dojadę do Trillingeru, zakończy się ten koszmar". Zaraz jednak dopadło ją zwątpienie. "Ale jeżeli nie ja... czy Angela będzie musiała to przeżywać? Wybrał ją?!"
-Nie poślubię żadnej z was - powiedział ni stąd ni zowąd, jakby czytał w jej myślach.
_____________________________________________________________________________
Nareszcie, po tak długiej przerwie, jestem znowu XD Sorki że tyle czekaliście, ale napisałam wcześniej ostatnią część tego posta i potem za chiny nie umiałam połączyć tego wszystkiego w całość... ;D W każdym razie ten rozdział jest już za mną, więc tworzenie historii o trzech księżniczkach znowu rusza! ^^
środa, 17 lipca 2013
Rozdział X: "Boże, całuj tak moją skórę, całuj każdy kawałek mojego ciała..."
Chłodne poranne powietrze przenikało przez sweter dziewczyny, powodując gęsią skórkę na jej rękach. Stała obok swojego ojca, patrząc, jak służący wnoszą jej bagaże do karocy. Zaprzężone do niej cztery czarne konie obgryzały nerwowo trawę. Rose i Angela stały z boku, wpatrując się niepewnie w Lillian i próbując odgadnąć jej uczucia. Zielonooka, pochłonięta opowieścią Angeli o jej randce, nie myślała wcale o swoim wyjeździe. Teraz jednak przygryzała nerwowo wargę. Bała się tak wielu rzeczy, że aż bolał ją brzuch z nerwów. Opuścić królestwo. Z nim! Bez wsparcia Angeli czy Rose, Lill czuła się taka... bezbronna i zdana na samą siebie. Nagle kątem oka zauważyła postać, stającą obok niej. Brunetka odwróciła się w tę stronę i stanęła oko w oko z Andre. Chłopak obdarzył ją szczerym uśmiechem, gdy ta z przerażeniem cofnęła się o krok, wpadając na ojca. Szatyn chwycił jej dłoń i przyciągnął dziewczynę do siebie, tak, że znowu ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Ich palce splótł ze sobą na wysokości ich ramion.
-Uważaj, księżniczko - wyszeptał do niej zmysłowym głosem, rozplatając ich dłonie - pięknie dziś wyglądasz - dodał, kłaniając się, i całując dziewczynę w rękę. Gdy się wyprostował, skinął głową do króla, po czy odszedł porozmawiać z woźnicą. Lillian natychmiast dopadła Angela, odciągając ją na bok.
-I jak, zestresowana?
-Jeszcze jak. I to jeszcze onieśmielona... - powiedziała, spoglądając na czarnowłosego chłopaka, poklepującego teraz jednego z koni - on jest taki... niesamowicie opanowany.
-Prawda? A do tego zaskakujący. I miły, romantyczny, pomysłowy, inteligentny... - zaczęła wymieniać Angela, lecz za chwilę poczuła ból w boku, gdy łokieć Lillian wylądował między jej żebrami.
-Ej, za co to...?
-Ciicho - powiedziała do niej brunetka szeptem w tej samej chwili, kiedy przeszedł obok nich szatyn, rzucając im rozbawione spojrzenie jego złotobrązowych oczu.
-Myślisz, że mnie słyszał? - zapytała Angela, rumieniąc się -ale ze mnie idiotka!
Lillian nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy jakiś służący zawołał coś niezrozumiałego. Potem dziewczyny zauważyły, że Andre idzie pewnym krokiem w ich stronę. Brunetka zauważyła, jak pięknie szatyn wygląda w czerwonym, długim płaszczu, który ma na sobie. A pod nim biała, lniana koszula idealnie opinała jego mięśnie... Lillian poczuła ucisk w dolnych partiach brzucha. "weź się opanuj!" zganiła się w myślach, chociaż jej wzrok wciąż śledził każdy idealne ruchy Andre.
-Wyruszamy, księżniczko - powiedział do Lillian, kłaniając się i chwytając ją za dłoń, a ta oblała się lekkim rumieńcem. Angela również zarumieniła się, przypominając sobie o wczorajszym spotkaniu. Chłopak skinął do niej głową z uśmiechem, po czym chwycił Lillian w talii i razem poszli w stronę karoty.
Gdy dziewczyna pożegnała się z ojcem i siostrami, wsiedli wreszcie do pojazdu, który niemal natychmiast ruszył. W środku były dwie ławy wyściełane czerwonym materiałem. Iście królewsko. Gdy siedzieli już naprzeciw siebie, zielonooka próbowała powstrzymać nagłe łzy, jednak te po chwili i tak spłynęły po jej policzkach. Andre, widząc to, przestraszył się jej reakcją. Wyciągnął z kieszeni materiałową chustkę i delikatnie chwycił lewą dłonią jej podbródek.
-Lillian... księżniczko, spójrz na mnie - powiedział do niej ciepło, a gdy ta niepewnie podniosła wzrok, uśmiechnął się słodko. Był to taki piękny, chłopięcy uśmiech, że od razu poprawił brunetce nastrój. Andre tymczasem, trzymając w prawej ręce chustkę, osuszył delikatnie jej policzki z łez.
-Lillian... wystraszyłaś się mnie? - zapytał z powagą, gdy skończył.
-Co..? Nie! - zaprzeczyła szybko zielonooka, zdając sobie sprawę, jak źle chłopak zinterpretował jej łzy - ja po prostu po raz pierwszy oddalam się od mojego królestwa, ojca... od sióstr. Zostawiam to wszystko za sobą i po raz pierwszy jestem całkiem sama. Zawsze wszystko co mnie otaczało było proste, znane i przyjazne. Teraz nie wiem, czy odnajdę się w miejscu, gdzie mnie wieziesz. Bez Angeli i Rose.
-Oh, Lillian.. -powiedział chłopak, delikatnie wtapiając rękę w jej włosy, i zbliżając twarz. Wyglądało to trochę tak, jakby chciał dziewczynę pocałować, i ta trochę spanikowała. On chyba nie chce...? Jednak Andre zaczął dalej mówić - pozwól mi być teraz twoim przewodnikiem. Chciałbym, żebyś czuła się przy mnie pewnie - powiedziawszy to, chłopak odwrócił głowę do okna i wsparł ją na ręce, którą oparł łokciem na podłokietniku. Lillian wpatrywała się w niego, w myślach wciąż powtarzając jego ostatnie słowa. "chciałbym, żebyś czuła się przy mnie pewnie".. Nagle, ni stąd ni zowąd, wciąż wpatrując się w widoki za oknem, chłopak bąknął pod nosem:
-Chciałbym cię teraz przytulić...
Zielonooka spojrzała na niego ze zdumieniem. Czy on właśnie powiedział to, co powiedział? O matko! Lillian nie mogła pozbierać myśli. "Och, Andre, skoro tego chcesz, dlaczego tego nie zrobisz?"
Brunetka otworzyła powoli oczy. Sama nie wiedziała, kiedy zasnęła, a teraz usilnie próbowała wrócić do rzeczywistości. "O Matko... jadę w jednej karocy z Andre!" doznała nagle olśnienia i szybko się wyprostowała. Gdy spała, prawie położyła się na całej ławce i teraz miała ogromną nadzieję, że nie mówiła nic przez sen lub chociaż nie chrapała. Spojrzała na Andre. Chłopak w tym samym czasie odwrócił wzrok od okna i spojrzał na nią pełnym ciepła wzrokiem.
-Już wstałaś, księżniczko - raczej stwierdził, niż spytał - niedługo będziemy na miejscu, jeszcze jakieś pół godziny.
-Uhh... przepraszam. Mam nadzieję, że w żaden sposób nie przeszkodziłam ci, gdy spałam... -bąknęła Lillian, mając na myśli wstydliwe dźwięki takie jak chrapanie.
-Hmmm... szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś spał tak słodko jak ty - uśmiechnął się promiennie, a dziewczyna oblała się rumieńcem.
-Jak długo spałam?
-Na tyle długo, żebym mógł wyobrażać sobie, co mógłbym zrobić z taką śpiącą księżniczką - zaśmiał się cicho Andre, studiując wzrokiem jej ciało. Jeśli wtedy Lilian była czerwona, to teraz pewnie przekroczyła limit koloru, jaki mogła osiągnąć skóra człowieka. "Boże... co sobie wyobrażać? Naprawdę myślał o mnie w TEN SPOSÓB?!" Zielonooka poczuła skurcz w podbrzuszu.
Andre... bez koszuli... jego twarz przy jej twarzy... a jego ręce na jej...
Lillian obudziła się z fantazji, zawstydzona tym, co wyobrażała sobie o chłopaku, który siedział tuż obok niej. Ten jednak już odwrócił wzrok i znów wpatrywał się za okno.
-A... Andre... - zaczęła wtedy dziewczyna, nerwowo mnąc brzeg sukienki.
-Hmmm...? - odparł leniwie chłopak, spoglądając na nią.
-Czy my będziemy spać w osobnych, czy... to znaczy czy dostanę swoje własne...
Chłopak patrzył z rozbawieniem na rumieniącą się dziewczynę. Po chwili zaśmiał się i uklęknął przed Lillian. Zrobił to tak niespodziewanie, że ta aż drgnęła. Chwycił jej gorącą twarz w obie dłonie, tak delikatnie, że Lillian ledwo to poczuła. Wtedy chłopak zbliżył twarz do jej twarzy i oparł swoje chłodne czoło o jej, a dziewczyna otwarła szeroko oczy.
-Uwielbiam, jak tak się czerwienisz... - szepnął, po czym pocałował lekko jej nos i czoło. Jego usta były miękkie i przyjemnie chłodne, kontrastujące z jej rozpaloną rumieńcem skórą. Gdy spojrzał dziewczynie w oczy, jej twarz wciąż trzymając w dłoniach, ta miała w głowie tysiące myśli. Jedna z nich była jednak nadrzędna, przeciskająca się raz za razem na wierzch innych, kotłujących się myśli. "BOŻE, CAŁUJ TAK MOJĄ SKÓRĘ, CAŁUJ KAŻDY KAWAŁEK MOJEGO CIAŁA.." po chwili jednak inna myśl zaczęła wydrażać się na wierzch. "To jest złe. Tego nie powinno być. Nie jest nawet moim narzeczonym." Andre wreszcie puścił jej twarz i znów usiadł jakby nigdy nic na swoje miejsce i zagłębił w krajobrazach za oknem. Po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech. Spojrzał na Lillian, chwycił jej trochę trzęsącą się z nadmiaru wrażeń dłoń i powiedział:
-Witaj w Leuenskey!
Dziewczyna spojrzała z zaciekawieniem za okno i w tej chwili uszły z niej wszystkie negatywne emocje.
-Tu jest... pięknie! - powiedziała z zachwytem, widząc po swojej lewej niczym nie zmącony widok oceanu połyskującego w pełnym słońcu. Po prawej były piękne brukowane uliczki, przy których stały małe, białe domki. Każdy w oknach miał jakieś donice z kwiatami, a często parapety były tak długie, że stały tam na przykład dzbany ze szklankami, misy owoców czy wisiały na zewnątrz firanki! Andre, widząc zdziwione spojrzenie Lillian, wytłumaczył:
-Rzadko pada tu deszcz, bo chmury znad oceanu porywane są przez prąd w kierunku zachodu. Mieszkańcom to nie przeszkadza, bo każdy ma swój własny ogródek, który nawadnia wodą z morza. Natomiast prawdziwe uprawy są przy zamku, tam, gdzie niestety dosyć często pada.. Dlatego głównym miejscem spotkań, wymian i sprzedaży są tu parapety. Jest to wręcz najważniejsza część domu. Nawet w moim zamku służba ma takie parapety.
-A gdzie jest ten zamek? - zapytała ze zdziwieniem Lillian, studiując obszar za domkami.
-Tam - odparł Andre, wskazując na ocean. Dziewczyna spojrzała ze zdumieniem w tamtą stronę i zauważyła wyspę a na niej zamek - trochę mniejszy od tego w Trillingerze. Do wyspy prowadził długi most.
-Wooow... - zachwycała się dziewczyna.
-I to wszystko będzie wkrótce twoje - powiedział szatyn. Lillian spojrzała na niego ze zdziwieniem i lekkim niepokojem.
-Co to znaczy? A Angela? Mnie jeszcze nawet nie poznałeś...
-Lillian, ja wybrałem już dawno.
Od początku chcę, żebyś to ty była moją żoną.
-Uważaj, księżniczko - wyszeptał do niej zmysłowym głosem, rozplatając ich dłonie - pięknie dziś wyglądasz - dodał, kłaniając się, i całując dziewczynę w rękę. Gdy się wyprostował, skinął głową do króla, po czy odszedł porozmawiać z woźnicą. Lillian natychmiast dopadła Angela, odciągając ją na bok.
-I jak, zestresowana?
-Jeszcze jak. I to jeszcze onieśmielona... - powiedziała, spoglądając na czarnowłosego chłopaka, poklepującego teraz jednego z koni - on jest taki... niesamowicie opanowany.
-Prawda? A do tego zaskakujący. I miły, romantyczny, pomysłowy, inteligentny... - zaczęła wymieniać Angela, lecz za chwilę poczuła ból w boku, gdy łokieć Lillian wylądował między jej żebrami.
-Ej, za co to...?
-Ciicho - powiedziała do niej brunetka szeptem w tej samej chwili, kiedy przeszedł obok nich szatyn, rzucając im rozbawione spojrzenie jego złotobrązowych oczu.
-Myślisz, że mnie słyszał? - zapytała Angela, rumieniąc się -ale ze mnie idiotka!
Lillian nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy jakiś służący zawołał coś niezrozumiałego. Potem dziewczyny zauważyły, że Andre idzie pewnym krokiem w ich stronę. Brunetka zauważyła, jak pięknie szatyn wygląda w czerwonym, długim płaszczu, który ma na sobie. A pod nim biała, lniana koszula idealnie opinała jego mięśnie... Lillian poczuła ucisk w dolnych partiach brzucha. "weź się opanuj!" zganiła się w myślach, chociaż jej wzrok wciąż śledził każdy idealne ruchy Andre.
-Wyruszamy, księżniczko - powiedział do Lillian, kłaniając się i chwytając ją za dłoń, a ta oblała się lekkim rumieńcem. Angela również zarumieniła się, przypominając sobie o wczorajszym spotkaniu. Chłopak skinął do niej głową z uśmiechem, po czym chwycił Lillian w talii i razem poszli w stronę karoty.
Gdy dziewczyna pożegnała się z ojcem i siostrami, wsiedli wreszcie do pojazdu, który niemal natychmiast ruszył. W środku były dwie ławy wyściełane czerwonym materiałem. Iście królewsko. Gdy siedzieli już naprzeciw siebie, zielonooka próbowała powstrzymać nagłe łzy, jednak te po chwili i tak spłynęły po jej policzkach. Andre, widząc to, przestraszył się jej reakcją. Wyciągnął z kieszeni materiałową chustkę i delikatnie chwycił lewą dłonią jej podbródek.
-Lillian... księżniczko, spójrz na mnie - powiedział do niej ciepło, a gdy ta niepewnie podniosła wzrok, uśmiechnął się słodko. Był to taki piękny, chłopięcy uśmiech, że od razu poprawił brunetce nastrój. Andre tymczasem, trzymając w prawej ręce chustkę, osuszył delikatnie jej policzki z łez.
-Lillian... wystraszyłaś się mnie? - zapytał z powagą, gdy skończył.
-Co..? Nie! - zaprzeczyła szybko zielonooka, zdając sobie sprawę, jak źle chłopak zinterpretował jej łzy - ja po prostu po raz pierwszy oddalam się od mojego królestwa, ojca... od sióstr. Zostawiam to wszystko za sobą i po raz pierwszy jestem całkiem sama. Zawsze wszystko co mnie otaczało było proste, znane i przyjazne. Teraz nie wiem, czy odnajdę się w miejscu, gdzie mnie wieziesz. Bez Angeli i Rose.
-Oh, Lillian.. -powiedział chłopak, delikatnie wtapiając rękę w jej włosy, i zbliżając twarz. Wyglądało to trochę tak, jakby chciał dziewczynę pocałować, i ta trochę spanikowała. On chyba nie chce...? Jednak Andre zaczął dalej mówić - pozwól mi być teraz twoim przewodnikiem. Chciałbym, żebyś czuła się przy mnie pewnie - powiedziawszy to, chłopak odwrócił głowę do okna i wsparł ją na ręce, którą oparł łokciem na podłokietniku. Lillian wpatrywała się w niego, w myślach wciąż powtarzając jego ostatnie słowa. "chciałbym, żebyś czuła się przy mnie pewnie".. Nagle, ni stąd ni zowąd, wciąż wpatrując się w widoki za oknem, chłopak bąknął pod nosem:
-Chciałbym cię teraz przytulić...
Zielonooka spojrzała na niego ze zdumieniem. Czy on właśnie powiedział to, co powiedział? O matko! Lillian nie mogła pozbierać myśli. "Och, Andre, skoro tego chcesz, dlaczego tego nie zrobisz?"
Brunetka otworzyła powoli oczy. Sama nie wiedziała, kiedy zasnęła, a teraz usilnie próbowała wrócić do rzeczywistości. "O Matko... jadę w jednej karocy z Andre!" doznała nagle olśnienia i szybko się wyprostowała. Gdy spała, prawie położyła się na całej ławce i teraz miała ogromną nadzieję, że nie mówiła nic przez sen lub chociaż nie chrapała. Spojrzała na Andre. Chłopak w tym samym czasie odwrócił wzrok od okna i spojrzał na nią pełnym ciepła wzrokiem.
-Już wstałaś, księżniczko - raczej stwierdził, niż spytał - niedługo będziemy na miejscu, jeszcze jakieś pół godziny.
-Uhh... przepraszam. Mam nadzieję, że w żaden sposób nie przeszkodziłam ci, gdy spałam... -bąknęła Lillian, mając na myśli wstydliwe dźwięki takie jak chrapanie.
-Hmmm... szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś spał tak słodko jak ty - uśmiechnął się promiennie, a dziewczyna oblała się rumieńcem.
-Jak długo spałam?
-Na tyle długo, żebym mógł wyobrażać sobie, co mógłbym zrobić z taką śpiącą księżniczką - zaśmiał się cicho Andre, studiując wzrokiem jej ciało. Jeśli wtedy Lilian była czerwona, to teraz pewnie przekroczyła limit koloru, jaki mogła osiągnąć skóra człowieka. "Boże... co sobie wyobrażać? Naprawdę myślał o mnie w TEN SPOSÓB?!" Zielonooka poczuła skurcz w podbrzuszu.
Andre... bez koszuli... jego twarz przy jej twarzy... a jego ręce na jej...
Lillian obudziła się z fantazji, zawstydzona tym, co wyobrażała sobie o chłopaku, który siedział tuż obok niej. Ten jednak już odwrócił wzrok i znów wpatrywał się za okno.
-A... Andre... - zaczęła wtedy dziewczyna, nerwowo mnąc brzeg sukienki.
-Hmmm...? - odparł leniwie chłopak, spoglądając na nią.
-Czy my będziemy spać w osobnych, czy... to znaczy czy dostanę swoje własne...
Chłopak patrzył z rozbawieniem na rumieniącą się dziewczynę. Po chwili zaśmiał się i uklęknął przed Lillian. Zrobił to tak niespodziewanie, że ta aż drgnęła. Chwycił jej gorącą twarz w obie dłonie, tak delikatnie, że Lillian ledwo to poczuła. Wtedy chłopak zbliżył twarz do jej twarzy i oparł swoje chłodne czoło o jej, a dziewczyna otwarła szeroko oczy.
-Uwielbiam, jak tak się czerwienisz... - szepnął, po czym pocałował lekko jej nos i czoło. Jego usta były miękkie i przyjemnie chłodne, kontrastujące z jej rozpaloną rumieńcem skórą. Gdy spojrzał dziewczynie w oczy, jej twarz wciąż trzymając w dłoniach, ta miała w głowie tysiące myśli. Jedna z nich była jednak nadrzędna, przeciskająca się raz za razem na wierzch innych, kotłujących się myśli. "BOŻE, CAŁUJ TAK MOJĄ SKÓRĘ, CAŁUJ KAŻDY KAWAŁEK MOJEGO CIAŁA.." po chwili jednak inna myśl zaczęła wydrażać się na wierzch. "To jest złe. Tego nie powinno być. Nie jest nawet moim narzeczonym." Andre wreszcie puścił jej twarz i znów usiadł jakby nigdy nic na swoje miejsce i zagłębił w krajobrazach za oknem. Po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech. Spojrzał na Lillian, chwycił jej trochę trzęsącą się z nadmiaru wrażeń dłoń i powiedział:
-Witaj w Leuenskey!
Dziewczyna spojrzała z zaciekawieniem za okno i w tej chwili uszły z niej wszystkie negatywne emocje.
-Tu jest... pięknie! - powiedziała z zachwytem, widząc po swojej lewej niczym nie zmącony widok oceanu połyskującego w pełnym słońcu. Po prawej były piękne brukowane uliczki, przy których stały małe, białe domki. Każdy w oknach miał jakieś donice z kwiatami, a często parapety były tak długie, że stały tam na przykład dzbany ze szklankami, misy owoców czy wisiały na zewnątrz firanki! Andre, widząc zdziwione spojrzenie Lillian, wytłumaczył:
-Rzadko pada tu deszcz, bo chmury znad oceanu porywane są przez prąd w kierunku zachodu. Mieszkańcom to nie przeszkadza, bo każdy ma swój własny ogródek, który nawadnia wodą z morza. Natomiast prawdziwe uprawy są przy zamku, tam, gdzie niestety dosyć często pada.. Dlatego głównym miejscem spotkań, wymian i sprzedaży są tu parapety. Jest to wręcz najważniejsza część domu. Nawet w moim zamku służba ma takie parapety.
-A gdzie jest ten zamek? - zapytała ze zdziwieniem Lillian, studiując obszar za domkami.
-Tam - odparł Andre, wskazując na ocean. Dziewczyna spojrzała ze zdumieniem w tamtą stronę i zauważyła wyspę a na niej zamek - trochę mniejszy od tego w Trillingerze. Do wyspy prowadził długi most.
-Wooow... - zachwycała się dziewczyna.
-I to wszystko będzie wkrótce twoje - powiedział szatyn. Lillian spojrzała na niego ze zdziwieniem i lekkim niepokojem.
-Co to znaczy? A Angela? Mnie jeszcze nawet nie poznałeś...
-Lillian, ja wybrałem już dawno.
Od początku chcę, żebyś to ty była moją żoną.
poniedziałek, 1 lipca 2013
Rozdział IX: "Nie musisz przy mnie nikogo udawać, Angelo"
-O..oczywiście, że nie zapomniałam - odpowiedziała Angela, rumieniąc się. Andre podszedł do niej, kłaniając się jej i całując zewnętrzną stronę dłoni. Ukłoniwszy się również pozostałym księżniczkom, rzekł:
-Czy mogę jeszcze zamienić parę słów z królem na osobności?
Dziewczyny skinęły głowami, i wyszły z pokoju. Angela, wychodząc jako ostatnia, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami.
-Ufff... - westchnęła, wachlując twarz dłonią - tak okropnie się przy nim stresuję i zupełnie nie wiem, co powiedzieć! Jak ja wytrzymam całe to spotkanie?
-Angela, musisz tylko wyluzować - odpowiedziała Rose, chwytając ją za rękę i odciągając od drzwi. W tej samej chwili wrota otwarły się i wyszedł przez nie Andre.
-Angelo, proszę cię ze mną - powiedział niskim głosem do niebieskookiej, wyciągając do niej dłoń w lekkim ukłonie, przymykając oczy i pochylając głowę do przodu. Rose szturchnęła Angelę, a ta niepewnie zrobiła krok w stronę chłopaka i położyła swoją dłoń na jego. Andre podniósł wzrok na dziewczynę i wyprostował się.
-Pięknie wyglądasz - powiedział na tyle cicho, by usłyszała go tylko Angela. Ta zarumieniła się i odwróciła głowę - idziemy? -zapytał już głośniej, co spotkało się ze skinięciem głowy dziewczyny. Chłopak ukłonił się lekko pozostałym księżniczkom - Przyprowadzę waszą siostrę około 22.
"22?! Przecież to...sześć godzin! Co będziemy robić tyle czasu?" zaczęła panikować Angela. Andre pociągnął ją w stronę tylnego wyjścia z zamku, które prowadziło do ogrodów królewskich. Gdy otworzył drzwi, zapytał:
-Co byś chciała dzisiaj robić, Angelo?
-N..nie wiem - odpowiedziała ze zmieszaniem blondynka, dając się kierować chłopakowi, który prowadził ją do części ogrodów różanych.
-Cóż za niezdecydowanie, księżniczko - odparł chłopak z nutą rozbawienia w głosie - czy osoba z twoją pozycją nie powinna być bardziej sprecyzowana, Angelo?
-Poddaję się twoim pomysłom - bąknęła dziewczyna niewyraźnie. Andre uśmiechnął się.
-A więc czy szanownej pani spodoba się spacer po ogrodach zwieńczony kolacją na świeżym powietrzu?
-T.. tak. Myślę, ze to mi odpowiada - odparła niebieskooka, na co chłopak zachichotał - c..co jest we mnie takiego śmiesznego?
Andre zatrzymał się i zwrócił twarz w stronę dziewczyny.
-Nie musisz przy mnie nikogo udawać, Angelo. Po prostu czuj się sobą - powiedział, po czym ruszył dalej, pociągając blondynkę lekko za rękę. "nie musisz nikogo udawać? o co mu chodzi?" pomyślała Angela. Podczas dalszej drogi panował milczenie, które dziewczynie wydawało się niezwykle niezręczne. Spojrzała ukradkiem na Andre. Jego spokojna twarz uświadomiła jej, że chłopak czuje się w tej ciszy swobodnie. Po chwili jednak przestała interesować się jego wyrazem twarzy, lecz zwróciła bardziej uwagę na rysy jego szczęki, pełne usta, i te oczy...
-Co jest we mnie takiego ciekawego, Angelo? - zapytał Andre, a dziewczyna oblała się rumieńcem. "Przyłapał mnie na tym, że się w niego wpatrywałam jak jakaś idiotka! Boże, jaki wstyd!"
-N.. nic takiego odparła.
-Lubisz róże, księżniczko? - zapytał ni stąd ni zowąd.
-Bardzo - powiedziała lekko rozmarzonym tonem Angela -gdy z Lillian byłyśmy młodsze o 11 lat, zawsze podkradałyśmy z ogrodów róże. Ja czerwone, Lillian białe, a dla Rose przynosiłyśmy różowe. Była wtedy za mała, by biegać z nami - niebieskooka sama nie wiedziała, dlaczego nagle tak się otwarła przed Andre. Ten puścił nagle jej rękę. Angela pomyślała wtedy, że może speszyła go, jednak ten zaczął zrywać dla niej czerwone róże. Niebieskooka stała przy nim, nie wiedząc co robić czy powiedzieć. W końcu Andre odwrócił się do niej z bukietem kwiatów. Podarował jej go z chłopięcym uśmiechem, który tak pięknie wyglądał na jego twarzy, że blondynka aż westchnęła. Wyciągnęła rękę po róże.
-Dzie.. dziękuję. Nie musiałeś... skaleczyłeś się - powiedziała, zauważając kropelkę krwi, która pojawiła się na palcu chłopaka. Ten oblizał go, mówiąc:
-Tak się zdarza, że róże mają kolce.
Nagle Angelę napadła dziwna ochota podmuchać go w palec, tak, jak to zwykle robiła ich mama gdy się skaleczyły. Potrząsnęła głową, odrzucając to dziwne uczucie. Chłopak jednak, jakby odgadując jej myśli, chwycił jej rękę i położył na niej tą, na której było skaleczenie.
-Mogłabyś..?
Ta ze zmieszaniem wzięła jego rękę i dmuchnęła na ranę. Chłopak zachichotał.
-To takie głupie..
-Wiem - powiedziała z zawstydzeniem Angela, uśmiechając się. Andre chwycił w jedną dłoń jej podbródek.
-Ale przestało boleć - powiedział z uśmiechem na ustach. Chwilę patrzyli sobie w oczy, aż chłopak puścił jej podbródek. Angela zauważyła, że zaczyna się zachód słońca. Andre chwycił ją za dłoń i zaprowadził nad fontannę. Usiedli na murku wokół niej i oglądali w milczeniu, jak słońce chowa się za horyzontem.
-Zachody słońca są piękne. Podobają ci się, Angelo?
-Mhmm - mruknęła niebieskooka, przymykając powieki.
-Nie zasypiaj mi tutaj, księżniczko. Mamy jeszcze coś do zrobienia.
Siedzieli na murku jeszcze jakieś 10 minut, chociaż słońce zaszło już jakiś czas temu.
-Dzisiaj jest pełnia - przerwał dziesięciominutową ciszę Andre, wskazując ruchem głowy na księżyc. Jego tarcza oświetlała ich twarze, gdy wpatrywali się w niego. Angela poczuła, jak nikły podmuch wiatru smaga jej twarz i usłyszała cichą muzykę. Rozejrzała się, zdziwiona, a dźwięk się nasilił, chociaż nic nie zauważyła. Odgłos wciąż przybierał na sile, aż dziewczyna rozpoznała, że to wygrywana na skrzypcach powolna melodia.
-Co to.. - odwróciła się w stronę Andre, jednak go tam nie było.
-Zatańczysz ze mną? - Angela aż podskoczyła, gdy usłyszała przed sobą szept chłopaka. Odwróciła twarz i jej nos znalazł się kilka milimetrów przed nosem Andre. Zmieszana, odsunęła trochę twarz.
-A...ale ja nie potrafię... tak wolnego...
Chłopak nachylił się i zaczął zdejmować dziewczynie buty.
-C..co ty robisz? - zapytała zszokowana dziewczyna. Andre nie odpowiedział. Gdy skończył zdejmować jej buty, wstał chwycił ją za obie ręce.
-A teraz... hop! - powiedział, podciągając ją. Nagle Angela zorientowała się, że stoi gołymi stopami na butach chłopaka. Chciała z niego zejść, ten jednak przytrzymał ją w talii. Zaczął kołysać się w rytm melodii. Położył jedną rękę dziewczyny na swoim ramieniu, a potem splótł ich dłonie. Dziewczyna sięgała głową do jego podbródka, przez co była wtulona w jego barki. Czuła się niekomfortowo w tej sytuacji, i jednocześnie onieśmielona bliskością chłopaka.
-Angela. Odpręż się - powiedział stanowczo chłopak. Po chwili niebieskooka rozluźniła się i dała ponieść muzyce. Zapach chłopaka usypiał ją.
Angela i Andre tańczyli około godziny. Wreszcie skończyli, a chłopak chwycił obie dłonie dziewczyny i ucałował ich zewnętrzną stronę.
-Jesteś głodna? - zapytał troskliwie, sadzając ją na murki i pochylając się, by założyć jej buty.
-Prawdę mówiąc umieram z głodu - odparła niebieskooka.
Chłopak założył jej buty i wyciągnął do niej rękę.
-W takim razie zapraszam na kolację.
Ruszyli w stronę białej altanki. Gdy Angela ją zobaczyła, aż westchnęła z zachwytu. Altana udekorowana była lampionami zwisającymi na sznurkach z daszku. Pośrodku altany stał okrągły stolik z czerwonym obrusem i dwa krzesła z ciemnego drewna. Na stole dwa talerze z zestawem sztućców i róże w wazonie. Chłopak zaprowadził blondynkę do środka i odsunął jej krzesło, by mogła usiąść przy stoliku, po czym sam zajął miejsce po jego drugiej stronie. Po chwili Angela zauważyła mężczyznę, niosącego im danie ukryte pod srebrnym przykryciem. Postawił je na stole, życząc smacznego, po czym ukłonił się i oddalił. Andre chwycił za przykrywę i podniósł ją.
-Mam nadzieję, że lubisz homara - zwrócił się do dziewczyny - bo ja osobiście uwielbiam owoce morza.
-Hmmm... szczerze mówiąc, to nigdy go nie jadłam.
-Naprawdę? - chłopak otworzył szeroko oczy - cóż, musimy to nadrobić. Jedzenie homara to nie lada sztuka. Pokażę ci, jak to się robi.
Dalszy czas upłynął im na jedzeniu kolacji, co Angeli szło opornie, chociaż homar bardzo jej zasmakował. Później Andre wypytywał ją trochę o różne rzeczy, by lepiej poznać dziewczynę. Gdy powoli zbliżała się 22, chłopak rzekł:
-Angelo... chyba musimy już iść. Obiecałem twoim siostrom, że odprowadzę cię o dziesiątej.
-Och.. już? - niebieskooka z zaskoczeniem stwierdziła, że bardzo szybko przeleciał jej czas spędzony z Andre.
-Niestety - odparł szatyn, podchodząc do jej krzesła i zakładając na dziewczynę swoje okrycie. Chwycił Angelę za rękę i poszli w stronę zamku, w którym powoli gasły światła w oknach. Gdy doszli do zamku, Andre otworzył drzwi, a kilka osób spojrzało na nich z zaskoczeniem. Zobaczywszy jednak, że to oni, kłaniali się tylko nisko i wracali do swoich zajęć. Wreszcie chłopak i dziewczyna doszli do sypialni dziewczyn.
-Może wejdziesz...? - zapytała Angela, gdyż naprawdę nie chciała rozstawać się z chłopakiem. Andre zaśmiał się cicho.
-Widzę, Angelo, że już nie jesteś taka niezdecydowana jak na początku. No no, zapraszać mnie o tej godzinie do swojej sypialni...
Angela cała oblała się rumieńcem.
-Co?! Nie, nie, przecież mi nie o to chodziło! Ja wcale... - zamilkła, kiedy chłopak musnął ustami jej policzek.
-Dobranoc, księżniczko - rzucił do niej Andre i ukłonił się. Dziewczyna zauważyła, że chłopak próbuje ukryć rozbawienie.
-Dobranoc, Andre - odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem. Po chwili zauważyła, że wciąż ma na sobie jego okrycie - Andre, to twoje - powiedziała, podając mu jego część garderoby, ten jednak cofnął jej rękę.
-Zatrzymaj to, jeszcze się spotkamy.
Chłopak odwrócił się i odszedł. Angela jeszcze chwilę wpatrywała się w niego, po czym otworzyła drzwi do sypialni.
-Auuu!
Lillian i Rose siedziały na podłodze tuż przy drzwiach, pocierając głowy. Angela spojrzała na nie z góry.
-Podsłuchiwałyście, co?
-I tak nic nie było słychać... -bąknęła Rose, rozmasowując sobie czoło, które miało przed chwilą bliskie spotkanie z drzwiami.
-Dalej, na co czekasz?! -wtrąciła się Lillian - opowiadaj, jak było?
Angela uśmiechnęła się pod nosem.
-Było... dobrze.
Z rozbawieniem obserwowała emocje rysujące się na twarzach sióstr.
-Jak to: dobrze?!
-Co to ma znaczyć?!
-A szczegóły?!
-Tylko DOBRZE?!
Angela zaśmiała się, na co siostry spojrzały na nią ze zdziwieniem.
-Żartowałam. Było NIESAMOWICIE, obłędnie, wspaniale! - powiedziała, a Lillian i Rose aż zaświeciły się oczy z podniecenia.
-Nooo? -odezwała się zielonooka zachęcająco.
-Ehhh, dobra, opowiem wam. A więc najpierw zapytał co bym chciała robić, a ja na to...
-Czy mogę jeszcze zamienić parę słów z królem na osobności?
Dziewczyny skinęły głowami, i wyszły z pokoju. Angela, wychodząc jako ostatnia, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami.
-Ufff... - westchnęła, wachlując twarz dłonią - tak okropnie się przy nim stresuję i zupełnie nie wiem, co powiedzieć! Jak ja wytrzymam całe to spotkanie?
-Angela, musisz tylko wyluzować - odpowiedziała Rose, chwytając ją za rękę i odciągając od drzwi. W tej samej chwili wrota otwarły się i wyszedł przez nie Andre.
-Angelo, proszę cię ze mną - powiedział niskim głosem do niebieskookiej, wyciągając do niej dłoń w lekkim ukłonie, przymykając oczy i pochylając głowę do przodu. Rose szturchnęła Angelę, a ta niepewnie zrobiła krok w stronę chłopaka i położyła swoją dłoń na jego. Andre podniósł wzrok na dziewczynę i wyprostował się.
-Pięknie wyglądasz - powiedział na tyle cicho, by usłyszała go tylko Angela. Ta zarumieniła się i odwróciła głowę - idziemy? -zapytał już głośniej, co spotkało się ze skinięciem głowy dziewczyny. Chłopak ukłonił się lekko pozostałym księżniczkom - Przyprowadzę waszą siostrę około 22.
"22?! Przecież to...sześć godzin! Co będziemy robić tyle czasu?" zaczęła panikować Angela. Andre pociągnął ją w stronę tylnego wyjścia z zamku, które prowadziło do ogrodów królewskich. Gdy otworzył drzwi, zapytał:
-Co byś chciała dzisiaj robić, Angelo?
-N..nie wiem - odpowiedziała ze zmieszaniem blondynka, dając się kierować chłopakowi, który prowadził ją do części ogrodów różanych.
-Cóż za niezdecydowanie, księżniczko - odparł chłopak z nutą rozbawienia w głosie - czy osoba z twoją pozycją nie powinna być bardziej sprecyzowana, Angelo?
-Poddaję się twoim pomysłom - bąknęła dziewczyna niewyraźnie. Andre uśmiechnął się.
-A więc czy szanownej pani spodoba się spacer po ogrodach zwieńczony kolacją na świeżym powietrzu?
-T.. tak. Myślę, ze to mi odpowiada - odparła niebieskooka, na co chłopak zachichotał - c..co jest we mnie takiego śmiesznego?
Andre zatrzymał się i zwrócił twarz w stronę dziewczyny.
-Nie musisz przy mnie nikogo udawać, Angelo. Po prostu czuj się sobą - powiedział, po czym ruszył dalej, pociągając blondynkę lekko za rękę. "nie musisz nikogo udawać? o co mu chodzi?" pomyślała Angela. Podczas dalszej drogi panował milczenie, które dziewczynie wydawało się niezwykle niezręczne. Spojrzała ukradkiem na Andre. Jego spokojna twarz uświadomiła jej, że chłopak czuje się w tej ciszy swobodnie. Po chwili jednak przestała interesować się jego wyrazem twarzy, lecz zwróciła bardziej uwagę na rysy jego szczęki, pełne usta, i te oczy...
-Co jest we mnie takiego ciekawego, Angelo? - zapytał Andre, a dziewczyna oblała się rumieńcem. "Przyłapał mnie na tym, że się w niego wpatrywałam jak jakaś idiotka! Boże, jaki wstyd!"
-N.. nic takiego odparła.
-Lubisz róże, księżniczko? - zapytał ni stąd ni zowąd.
-Bardzo - powiedziała lekko rozmarzonym tonem Angela -gdy z Lillian byłyśmy młodsze o 11 lat, zawsze podkradałyśmy z ogrodów róże. Ja czerwone, Lillian białe, a dla Rose przynosiłyśmy różowe. Była wtedy za mała, by biegać z nami - niebieskooka sama nie wiedziała, dlaczego nagle tak się otwarła przed Andre. Ten puścił nagle jej rękę. Angela pomyślała wtedy, że może speszyła go, jednak ten zaczął zrywać dla niej czerwone róże. Niebieskooka stała przy nim, nie wiedząc co robić czy powiedzieć. W końcu Andre odwrócił się do niej z bukietem kwiatów. Podarował jej go z chłopięcym uśmiechem, który tak pięknie wyglądał na jego twarzy, że blondynka aż westchnęła. Wyciągnęła rękę po róże.
-Dzie.. dziękuję. Nie musiałeś... skaleczyłeś się - powiedziała, zauważając kropelkę krwi, która pojawiła się na palcu chłopaka. Ten oblizał go, mówiąc:
-Tak się zdarza, że róże mają kolce.
Nagle Angelę napadła dziwna ochota podmuchać go w palec, tak, jak to zwykle robiła ich mama gdy się skaleczyły. Potrząsnęła głową, odrzucając to dziwne uczucie. Chłopak jednak, jakby odgadując jej myśli, chwycił jej rękę i położył na niej tą, na której było skaleczenie.
-Mogłabyś..?
Ta ze zmieszaniem wzięła jego rękę i dmuchnęła na ranę. Chłopak zachichotał.
-To takie głupie..
-Wiem - powiedziała z zawstydzeniem Angela, uśmiechając się. Andre chwycił w jedną dłoń jej podbródek.
-Ale przestało boleć - powiedział z uśmiechem na ustach. Chwilę patrzyli sobie w oczy, aż chłopak puścił jej podbródek. Angela zauważyła, że zaczyna się zachód słońca. Andre chwycił ją za dłoń i zaprowadził nad fontannę. Usiedli na murku wokół niej i oglądali w milczeniu, jak słońce chowa się za horyzontem.
-Zachody słońca są piękne. Podobają ci się, Angelo?
-Mhmm - mruknęła niebieskooka, przymykając powieki.
-Nie zasypiaj mi tutaj, księżniczko. Mamy jeszcze coś do zrobienia.
Siedzieli na murku jeszcze jakieś 10 minut, chociaż słońce zaszło już jakiś czas temu.
-Dzisiaj jest pełnia - przerwał dziesięciominutową ciszę Andre, wskazując ruchem głowy na księżyc. Jego tarcza oświetlała ich twarze, gdy wpatrywali się w niego. Angela poczuła, jak nikły podmuch wiatru smaga jej twarz i usłyszała cichą muzykę. Rozejrzała się, zdziwiona, a dźwięk się nasilił, chociaż nic nie zauważyła. Odgłos wciąż przybierał na sile, aż dziewczyna rozpoznała, że to wygrywana na skrzypcach powolna melodia.
-Co to.. - odwróciła się w stronę Andre, jednak go tam nie było.
-Zatańczysz ze mną? - Angela aż podskoczyła, gdy usłyszała przed sobą szept chłopaka. Odwróciła twarz i jej nos znalazł się kilka milimetrów przed nosem Andre. Zmieszana, odsunęła trochę twarz.
-A...ale ja nie potrafię... tak wolnego...
Chłopak nachylił się i zaczął zdejmować dziewczynie buty.
-C..co ty robisz? - zapytała zszokowana dziewczyna. Andre nie odpowiedział. Gdy skończył zdejmować jej buty, wstał chwycił ją za obie ręce.
-A teraz... hop! - powiedział, podciągając ją. Nagle Angela zorientowała się, że stoi gołymi stopami na butach chłopaka. Chciała z niego zejść, ten jednak przytrzymał ją w talii. Zaczął kołysać się w rytm melodii. Położył jedną rękę dziewczyny na swoim ramieniu, a potem splótł ich dłonie. Dziewczyna sięgała głową do jego podbródka, przez co była wtulona w jego barki. Czuła się niekomfortowo w tej sytuacji, i jednocześnie onieśmielona bliskością chłopaka.
-Angela. Odpręż się - powiedział stanowczo chłopak. Po chwili niebieskooka rozluźniła się i dała ponieść muzyce. Zapach chłopaka usypiał ją.
Angela i Andre tańczyli około godziny. Wreszcie skończyli, a chłopak chwycił obie dłonie dziewczyny i ucałował ich zewnętrzną stronę.
-Jesteś głodna? - zapytał troskliwie, sadzając ją na murki i pochylając się, by założyć jej buty.
-Prawdę mówiąc umieram z głodu - odparła niebieskooka.
Chłopak założył jej buty i wyciągnął do niej rękę.
-W takim razie zapraszam na kolację.
Ruszyli w stronę białej altanki. Gdy Angela ją zobaczyła, aż westchnęła z zachwytu. Altana udekorowana była lampionami zwisającymi na sznurkach z daszku. Pośrodku altany stał okrągły stolik z czerwonym obrusem i dwa krzesła z ciemnego drewna. Na stole dwa talerze z zestawem sztućców i róże w wazonie. Chłopak zaprowadził blondynkę do środka i odsunął jej krzesło, by mogła usiąść przy stoliku, po czym sam zajął miejsce po jego drugiej stronie. Po chwili Angela zauważyła mężczyznę, niosącego im danie ukryte pod srebrnym przykryciem. Postawił je na stole, życząc smacznego, po czym ukłonił się i oddalił. Andre chwycił za przykrywę i podniósł ją.
-Mam nadzieję, że lubisz homara - zwrócił się do dziewczyny - bo ja osobiście uwielbiam owoce morza.
-Hmmm... szczerze mówiąc, to nigdy go nie jadłam.
-Naprawdę? - chłopak otworzył szeroko oczy - cóż, musimy to nadrobić. Jedzenie homara to nie lada sztuka. Pokażę ci, jak to się robi.
Dalszy czas upłynął im na jedzeniu kolacji, co Angeli szło opornie, chociaż homar bardzo jej zasmakował. Później Andre wypytywał ją trochę o różne rzeczy, by lepiej poznać dziewczynę. Gdy powoli zbliżała się 22, chłopak rzekł:
-Angelo... chyba musimy już iść. Obiecałem twoim siostrom, że odprowadzę cię o dziesiątej.
-Och.. już? - niebieskooka z zaskoczeniem stwierdziła, że bardzo szybko przeleciał jej czas spędzony z Andre.
-Niestety - odparł szatyn, podchodząc do jej krzesła i zakładając na dziewczynę swoje okrycie. Chwycił Angelę za rękę i poszli w stronę zamku, w którym powoli gasły światła w oknach. Gdy doszli do zamku, Andre otworzył drzwi, a kilka osób spojrzało na nich z zaskoczeniem. Zobaczywszy jednak, że to oni, kłaniali się tylko nisko i wracali do swoich zajęć. Wreszcie chłopak i dziewczyna doszli do sypialni dziewczyn.
-Może wejdziesz...? - zapytała Angela, gdyż naprawdę nie chciała rozstawać się z chłopakiem. Andre zaśmiał się cicho.
-Widzę, Angelo, że już nie jesteś taka niezdecydowana jak na początku. No no, zapraszać mnie o tej godzinie do swojej sypialni...
Angela cała oblała się rumieńcem.
-Co?! Nie, nie, przecież mi nie o to chodziło! Ja wcale... - zamilkła, kiedy chłopak musnął ustami jej policzek.
-Dobranoc, księżniczko - rzucił do niej Andre i ukłonił się. Dziewczyna zauważyła, że chłopak próbuje ukryć rozbawienie.
-Dobranoc, Andre - odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem. Po chwili zauważyła, że wciąż ma na sobie jego okrycie - Andre, to twoje - powiedziała, podając mu jego część garderoby, ten jednak cofnął jej rękę.
-Zatrzymaj to, jeszcze się spotkamy.
Chłopak odwrócił się i odszedł. Angela jeszcze chwilę wpatrywała się w niego, po czym otworzyła drzwi do sypialni.
-Auuu!
Lillian i Rose siedziały na podłodze tuż przy drzwiach, pocierając głowy. Angela spojrzała na nie z góry.
-Podsłuchiwałyście, co?
-I tak nic nie było słychać... -bąknęła Rose, rozmasowując sobie czoło, które miało przed chwilą bliskie spotkanie z drzwiami.
-Dalej, na co czekasz?! -wtrąciła się Lillian - opowiadaj, jak było?
Angela uśmiechnęła się pod nosem.
-Było... dobrze.
Z rozbawieniem obserwowała emocje rysujące się na twarzach sióstr.
-Jak to: dobrze?!
-Co to ma znaczyć?!
-A szczegóły?!
-Tylko DOBRZE?!
Angela zaśmiała się, na co siostry spojrzały na nią ze zdziwieniem.
-Żartowałam. Było NIESAMOWICIE, obłędnie, wspaniale! - powiedziała, a Lillian i Rose aż zaświeciły się oczy z podniecenia.
-Nooo? -odezwała się zielonooka zachęcająco.
-Ehhh, dobra, opowiem wam. A więc najpierw zapytał co bym chciała robić, a ja na to...
sobota, 29 czerwca 2013
Rozdział VIII: "Jej czarne włosy zalśniły w słońcu, gdy ruszyła pewnie w ich kierunku"
-Angela, błagam cię, nie rób scen - powiedziała ze znudzeniem Rose, przewieszając nogi przez oparcie sofy na której leżała. Błękitnooka od dziesięciu minut krążyła po pokoju w niebieskiej sukni, stresując się na spotkanie z Andre -masz jeszcze godzinę, a ty już latasz...
-Nie zrozumiesz tego - powiedziała Angela, po czym pokazując Rose język dodała: - jesteś na to za młoda.
Jej siostra wywróciła tylko oczami, nie chcąc doprowadzić do kłótni.
Lillian w tym czasie była w bibliotece i uczyła się na egzamin z geografii, studiując mapy Trillingeru. Z powodu śpiączki Angeli i przyjazdu Andre miały jeszcze wolne do końca tygodnia, jednak egzamin wciąż pozostawał w tym samym terminie.
Angela przeglądała się w lustrze, kiedy ktoś dwa razy zapukał do drzwi, po czym wszedł do sali. Tą osobą okazała się ta sama młoda służąca, którą spotkały wczoraj. Jej czarne włosy zalśniły w słońcu, gdy ruszyła pewnie w ich kierunku. Obie księżniczki spojrzały na nią, gdy ta zaczęła mówić
-Macie stawić się u króla...- powiedziała obojętnym głosem, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem.- zaraz... gdzie jest ta brunetka?
Angela aż zaczerpnęła powietrze, słysząc bezczelność w głosie niebieskookiej. Powiedziała ostatnią część zdania, jakby słowa "ta brunetka" były dla niej obelgą. Niemożliwe, że nie znała imion księżniczek, w których królestwie żyje, ba, u których służy. Rose też była zniesmaczona tonem służącej.
-Coś ty powiedziała? - nie wytrzymała Angela, zaciskając ręce w pięści.
Służąca trochę się speszyła, jednak zaraz na jej twarz znowu powrócił ten sam drażniący, obojętny wyraz.
-Coś nie tak? Zapytałam, gdzie wasza siostra.
-To zabrzmiało jak obelga pod jej adresem - włączyła się Rose.
-W takim razie macie problem, bo tylko wam się tak zdawało - prychnęła służąca.
Angela aż się zagotowała.
-Może trochę szacunku, co?
-Pfff, jesteście zadufane w sobie i rozpieszczone. Może jeszcze ucałować w stopę, co?
-Słuchaj. - Angela wyrzuciła z siebie powoli, ale dobitnie - Szacunek należy się każdemu. My jakoś również okazujemy go na przykład naszemu ojcu - podeszła bliżej służącej, wyszeptując jej ostatnie słowa - wystarczy znać swoje miejsce.
Rose spojrzała ze zdumieniem na swoją siostrę, a służąca odsunęła się od niej nieznacznie. Już nie była taka pewna siebie.
-A teraz wyjdziesz stąd i pójdziesz sobie tak daleko, żebym nie musiała cię więcej oglądać - powiedziała Angela złowrogo. Służąca zaczęła się cofać ze zmieszaniem.
-Imię? -zapytała jej głośno Angela
-V...Victoria
-Victoria... dopilnuję, żeby dowiedział się o tym nasz ojciec.
Służąca rzuciła jej nieprzyjazne spojrzenie, pod którym jednak kryła się niepewność, i wyszła. Angela opadła z westchnieniem na kanapę. Rose stała na środku nie kryjąc zdumienia
-....Wow. Nieźle jej przygadałaś - powiedziała do siostry, będąc pod niemałym wrażeniem.
-Cóż... nikt nie będzie obrażał jednej z nas. A teraz chodźmy do ojca - powiedziała, wstając z kanapy.
Gdy Rose i Angela dotarły na miejsce, zauważyły biegnącą w ich kierunku Lillian.
-Hej, o co chodzi? - zapytała, ruchem głowy wskazując gabinet ojca.
-No właśnie nie wiemy - odrzekła Rose, wzruszając ramionami. Nagle drzwi przed nimi otworzyły się i stanął przed dziewczynami młody chłopak. Zobaczywszy je, zamarł. Nieznajomy miał dość długie włosy koloru ciemny blond i przejmujące, zielone oczy. Nosił brązową, wystrzępioną bluzkę z obciętymi rękawami, przez co idealnie prezentowały się jego mięśnie na rękach, w tym momencie napięte. Był nieco opalony.
-P.. przepraszam - powiedział, kłaniając się nisko. Angela otworzyła szeroko oczy, po czym zrobiła krok w jego kierunku, intensywnie się w niego wpatrując ze zmrużonymi oczami. Chłopak patrzył na nią ze zmieszaniem.
-c...coś nie tak?
Angela odwróciła od niego wzrok, kręcąc głową.
-Nie. Możesz odejść.
Chłopak natychmiast ukłonił się i ruszył w kierunku, z którego przyszły siostry.
-Angela... co to było do cholery? - zapytała ją Lillian. Rose zganiła ją wzrokiem za słownictwo.
-Hmmm.. miałam dziwne wrażenie, że skądś go znam.
-Nasz zamek widocznie ma nowych, bardzo młodych pracowników - stwierdziła Rose - najpierw ta czarnowłosa, teraz on. Musiał mieć tyle lat co ty, Lillian.
-Nawet nie przypominaj mi o tej całej Victorii.. - powiedziała Angela, przypominając sobie niedawne wydarzenie. Lillian uniosła jedną brew.
-Skąd wiesz, jak ona ma na imię?
-Wyszło między nimi małe.... spięcie - odparła Rose. Zielonooka chciała zapytać jeszcze o szczegóły, ale odpuściła sobie. Drzwi do gabinetu ich ojca otworzyły się i wyszedł z nich jakiś służący. Zobaczywszy je, ukłonił się nisko.
-O, a księżniczki tutaj... król kazał mi właśnie po was iść, bo tak długo was nie było.
-Już wchodzimy - odpowiedziała Lillian, wchodząc do sali. Brzy ogromnym stole siedział ich ojciec. Dziewczyny pokłoniły mu się i stanęły przed blatem, oczekując na to, co ma do powiedzenia król.
-Jesteście nareszcie - zaczął oschle. Nie lubił niepunktualności - a więc dzisiaj masz się spotkać z księciem Andre - rzekł, zwracając się do Angeli - Nareszcie. Mam nadzieję, że nie poczujesz się znowu źle. Pilnuj się, proszę i w razie jakichkolwiek objawów, wracaj do zamku. Myślę, że książę zrozumie. Tymczasem muszę was oznajmić, że - jak pewnie wiecie - Leuens* przyjechał tu na jedynie pięć dni. Pierwszy dzień zszedł mu na podróży. Drugiego miał spotkać się z Angelą, jednak zdarzył się ten wypadek. Trzeciego dnia Angela wciąż była w złym stanie. Dzisiaj jest tu czwarty dzień i macie wreszcie spotkanie. Jednak jutro książę wyjeżdża a to oznacza...
-Że nie zdąży spotkać się ze mną - dokończyła za ojca Lillian ze smutkiem w głosie.
-Dla tego właśnie książę postanowił, że wyjedziesz wraz z nim.
-CO?! - siostry zrobiły wielkie oczy, dowiadując się o decyzji Andre.
-Ale jak to... mam tam jechać... sama? Na ile?
-Dopóki książę nie wybierze, z którą z was chce być. Później wrócicie a książę poślubi tutaj jedną z was.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Król krzyknął, aby wejść. Wtedy w drzwiach pojawił się Andre.
-Księżniczko. Szukałem cię wszędzie. Czyżbyś zapomniała o spotkaniu ze mną? - zwrócił się do Angeli, w zabójczym uśmiechu ukazując śnieżnobiałe zęby.
-Nie zrozumiesz tego - powiedziała Angela, po czym pokazując Rose język dodała: - jesteś na to za młoda.
Jej siostra wywróciła tylko oczami, nie chcąc doprowadzić do kłótni.
Lillian w tym czasie była w bibliotece i uczyła się na egzamin z geografii, studiując mapy Trillingeru. Z powodu śpiączki Angeli i przyjazdu Andre miały jeszcze wolne do końca tygodnia, jednak egzamin wciąż pozostawał w tym samym terminie.
Angela przeglądała się w lustrze, kiedy ktoś dwa razy zapukał do drzwi, po czym wszedł do sali. Tą osobą okazała się ta sama młoda służąca, którą spotkały wczoraj. Jej czarne włosy zalśniły w słońcu, gdy ruszyła pewnie w ich kierunku. Obie księżniczki spojrzały na nią, gdy ta zaczęła mówić
-Macie stawić się u króla...- powiedziała obojętnym głosem, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem.- zaraz... gdzie jest ta brunetka?
Angela aż zaczerpnęła powietrze, słysząc bezczelność w głosie niebieskookiej. Powiedziała ostatnią część zdania, jakby słowa "ta brunetka" były dla niej obelgą. Niemożliwe, że nie znała imion księżniczek, w których królestwie żyje, ba, u których służy. Rose też była zniesmaczona tonem służącej.
-Coś ty powiedziała? - nie wytrzymała Angela, zaciskając ręce w pięści.
Służąca trochę się speszyła, jednak zaraz na jej twarz znowu powrócił ten sam drażniący, obojętny wyraz.
-Coś nie tak? Zapytałam, gdzie wasza siostra.
-To zabrzmiało jak obelga pod jej adresem - włączyła się Rose.
-W takim razie macie problem, bo tylko wam się tak zdawało - prychnęła służąca.
Angela aż się zagotowała.
-Może trochę szacunku, co?
-Pfff, jesteście zadufane w sobie i rozpieszczone. Może jeszcze ucałować w stopę, co?
-Słuchaj. - Angela wyrzuciła z siebie powoli, ale dobitnie - Szacunek należy się każdemu. My jakoś również okazujemy go na przykład naszemu ojcu - podeszła bliżej służącej, wyszeptując jej ostatnie słowa - wystarczy znać swoje miejsce.
Rose spojrzała ze zdumieniem na swoją siostrę, a służąca odsunęła się od niej nieznacznie. Już nie była taka pewna siebie.
-A teraz wyjdziesz stąd i pójdziesz sobie tak daleko, żebym nie musiała cię więcej oglądać - powiedziała Angela złowrogo. Służąca zaczęła się cofać ze zmieszaniem.
-Imię? -zapytała jej głośno Angela
-V...Victoria
-Victoria... dopilnuję, żeby dowiedział się o tym nasz ojciec.
Służąca rzuciła jej nieprzyjazne spojrzenie, pod którym jednak kryła się niepewność, i wyszła. Angela opadła z westchnieniem na kanapę. Rose stała na środku nie kryjąc zdumienia
-....Wow. Nieźle jej przygadałaś - powiedziała do siostry, będąc pod niemałym wrażeniem.
-Cóż... nikt nie będzie obrażał jednej z nas. A teraz chodźmy do ojca - powiedziała, wstając z kanapy.
Gdy Rose i Angela dotarły na miejsce, zauważyły biegnącą w ich kierunku Lillian.
-Hej, o co chodzi? - zapytała, ruchem głowy wskazując gabinet ojca.
-No właśnie nie wiemy - odrzekła Rose, wzruszając ramionami. Nagle drzwi przed nimi otworzyły się i stanął przed dziewczynami młody chłopak. Zobaczywszy je, zamarł. Nieznajomy miał dość długie włosy koloru ciemny blond i przejmujące, zielone oczy. Nosił brązową, wystrzępioną bluzkę z obciętymi rękawami, przez co idealnie prezentowały się jego mięśnie na rękach, w tym momencie napięte. Był nieco opalony.
-P.. przepraszam - powiedział, kłaniając się nisko. Angela otworzyła szeroko oczy, po czym zrobiła krok w jego kierunku, intensywnie się w niego wpatrując ze zmrużonymi oczami. Chłopak patrzył na nią ze zmieszaniem.
-c...coś nie tak?
Angela odwróciła od niego wzrok, kręcąc głową.
-Nie. Możesz odejść.
Chłopak natychmiast ukłonił się i ruszył w kierunku, z którego przyszły siostry.
-Angela... co to było do cholery? - zapytała ją Lillian. Rose zganiła ją wzrokiem za słownictwo.
-Hmmm.. miałam dziwne wrażenie, że skądś go znam.
-Nasz zamek widocznie ma nowych, bardzo młodych pracowników - stwierdziła Rose - najpierw ta czarnowłosa, teraz on. Musiał mieć tyle lat co ty, Lillian.
-Nawet nie przypominaj mi o tej całej Victorii.. - powiedziała Angela, przypominając sobie niedawne wydarzenie. Lillian uniosła jedną brew.
-Skąd wiesz, jak ona ma na imię?
-Wyszło między nimi małe.... spięcie - odparła Rose. Zielonooka chciała zapytać jeszcze o szczegóły, ale odpuściła sobie. Drzwi do gabinetu ich ojca otworzyły się i wyszedł z nich jakiś służący. Zobaczywszy je, ukłonił się nisko.
-O, a księżniczki tutaj... król kazał mi właśnie po was iść, bo tak długo was nie było.
-Już wchodzimy - odpowiedziała Lillian, wchodząc do sali. Brzy ogromnym stole siedział ich ojciec. Dziewczyny pokłoniły mu się i stanęły przed blatem, oczekując na to, co ma do powiedzenia król.
-Jesteście nareszcie - zaczął oschle. Nie lubił niepunktualności - a więc dzisiaj masz się spotkać z księciem Andre - rzekł, zwracając się do Angeli - Nareszcie. Mam nadzieję, że nie poczujesz się znowu źle. Pilnuj się, proszę i w razie jakichkolwiek objawów, wracaj do zamku. Myślę, że książę zrozumie. Tymczasem muszę was oznajmić, że - jak pewnie wiecie - Leuens* przyjechał tu na jedynie pięć dni. Pierwszy dzień zszedł mu na podróży. Drugiego miał spotkać się z Angelą, jednak zdarzył się ten wypadek. Trzeciego dnia Angela wciąż była w złym stanie. Dzisiaj jest tu czwarty dzień i macie wreszcie spotkanie. Jednak jutro książę wyjeżdża a to oznacza...
-Że nie zdąży spotkać się ze mną - dokończyła za ojca Lillian ze smutkiem w głosie.
-Dla tego właśnie książę postanowił, że wyjedziesz wraz z nim.
-CO?! - siostry zrobiły wielkie oczy, dowiadując się o decyzji Andre.
-Ale jak to... mam tam jechać... sama? Na ile?
-Dopóki książę nie wybierze, z którą z was chce być. Później wrócicie a książę poślubi tutaj jedną z was.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Król krzyknął, aby wejść. Wtedy w drzwiach pojawił się Andre.
-Księżniczko. Szukałem cię wszędzie. Czyżbyś zapomniała o spotkaniu ze mną? - zwrócił się do Angeli, w zabójczym uśmiechu ukazując śnieżnobiałe zęby.
piątek, 21 czerwca 2013
Rozdział VII - z innej perspektywy: " Nikły blask księżyca wdzierał się do pokoju "
Znowu wstałam najwcześniej. Nawet słońce nie wyjrzało jeszcze zza horyzontu. Nikły blask księżyca wdzierał się do pokoju przez małe okienko tuż przy suficie. Spojrzałam na łóżko tuż obok mojego. Agness wciąż jeszcze spała. Na jej głowie coraz więcej było siwych włosów, które opadały na jej zmęczoną twarz. Naprawdę uwielbiałam tę kobietę. Po chwili wpatrywania się w nią, gdy wspomnienia sprzed 6 lat zalewały mój umysł, ocknęłam się z zadumy i zaczęłam wspinać po krętych, wąskich schodach, uważając na skrzypiące stopnie. Po chwili wyszłam na parter zamku. Byłam w wąskim korytarzu. Pomimo, że nic nie widziałam w ciemności, poruszałam się tu sprawnie. Po mojej prawej były drzwi prowadzące do ogrodów królewskich, po lewej - do kuchni. Dokładnie naprzeciwko mnie były schody prowadzące do sypialni dla służących płci męskiej. Byłam tam raz. Ich sypialnia nie różni się zanadto od naszej, tylko my mamy do dyspozycji trzy pokoje, a oni dwa. W każdym pokoju śpi 10 osób. Mało prywatności, ale mi to bardzo nie przeszkadza. Przynajmniej nigdy nie jestem sama. Westchnęłam. Przez chwilę korciło mnie, by zejść do pokoju mężczyzn. W końcu jednak skierowałam się w prawo. Otworzyłam ostrożnie drzwi na zewnątrz. Uderzyła mnie fala nieprzyjemnie chłodnego powietrza. Zamknęłam jednak za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie żwirową dróżką. W wydychanym przeze mnie powietrzu tworzyły się obłoczki pary. Przystanęłam na chwilę i spojrzałam na małe okienko tuż przy ziemi. Za nim znajdował się ON. Poczułam ukłucie w brzuchu. To dziwne. Widzę go codziennie i wciąż nie jestem przyzwyczajona do jego widoku. Usiadłam na oszronionej ławce, odchylając do tyłu głowę. Przejechałam ręką po moich czarnych włosach, które zdążyły przesiąknąć wilgocią. Pociągnęłam za ich końcówki, wściekając się, że są takie krótkie. Spojrzałam w niebo. Zbliżał się świt. Za jakieś pół godziny zrobi tu się tłoczno. I być może zobaczę Jego. Nagle znów zaczęły napływać wspomnienia.
Przeprowadziłam sie tam, gdy miałam 7 lat. Od początku był moim najbliższym sąsiadem. Nigdy jednak się z nim nawet nie przywitałam. Onieśmielał mnie jego idealny wygląd. Dosyć długie włosy koloru ciemny blond, zielone oczy o przejmującym spojrzeniu. Wiedziałam tylko, że ma na imię Calleb. Myślałam, że zawsze tak będzie. Będziemy żyć w osobnych światach, a mi pozostanie jedynie marzyć o nim.
Wszystko jednak się zmieniło w dniu moich 10 urodzin. Mama upiekła mi piękny tort, a tata zapalił na nim świeczki. Przyszli też na chwilę rodzice Calleba, by złożyć mi życzenia. Rodzice poszli do piwnicy po prezent dla mnie. Wyszli tylko na chwilę. To wystarczyło. Przez okno wbiegł do domu jakiś kot. Z parapetu skoczył na stołek, zrzucając tort na ziemię. Na początku było mi smutno z powodu leżącego na podłodze ciasta. Wtedy poczułam swąd spalenizny. Świeczki na torcie podpaliły drewnianą podłogę. Po chwili wszystko zajęło się od ognia. Pamiętam to ciepło, dym, który zatykał mi nozdrza. Uciekłam z domu. Rodzice moi i Calleba już nie. Płakałam z histerią, a płomienie trawiły mój dom. I rodziców.
Calleb wybiegł ze swojego domu. Po policzkach płynęły mu łzy. Chciałam wrócić do środka, jednak Calleb chwycił mnie za rękę, po czym objął w ramionach i usiadł ze mną na trawie. Szamotałam się, jednak on był silny. Był zaskakująco dojrzały, a miał dopiero 13 lat. " nie dasz rady już nic zrobić " powiedział. Poczułam w jego głosie ogromny smutek, przestałam się rzucać. Płakałam tylko w jego ramię. On płakał także. Siedzieliśmy tak całą noc.
A potem znalazła nas Agness.
Zaprowadziła do króla, a ten zgodził się, by nas przygarnęła. Calluba wziął do siebie najpierw ogrodnik, potem jednak okazało się, że chłopak zna się na koniach. Ja zamieszkałam wśród służących, on również.
Z zamyślenia wyrwał mnie Robert, ogrodnik, pytając, czy nie jest mi zimno.
-Nie, właściwie i tak muszę już iść - odpowiedziałam, wstając z ławki. Skierowałam się do sypialni kobiet. Za mną przez konary drzew powoli przedostawały się pierwsze promienie słońca. Wschód malował się na wrzosowy kolor.
Podchodząc do schodów prowadzących do naszej sypialni, wpatrywałam się w te po drugiej stronie. Dobiegły z nich jakieś kroki. Przez chwilę miałam ulotną nadzieję, że być może to Calleb wstał dzisiaj wcześniej, zostaje jednak rozwiana, w chwili gdy dostrzegam Jacksona. Z westchnieniem ruszyłam schodami do mojej sypialni. Agness już wstała i ścieliła właśnie swoje łóżko. Zobaczywszy mnie, powiedziała, że kucharki potrzebujà mojej pomocy przy śniadaniu. Dziwne, jakoś nagle wszyscy mnie potrzebują, odkąd kończąc 16 lat, zostałam również służącą. Z westchnieniem ruszyłam w stronę kuchni.
- Jesteś! - wykrzyknęła Diana, wkładając mi na ręce półmisek z owocami i dzban soku z czerwonych porzeczek.
-Zanieś to do jadalni.
Manewrując tym, co miałam w dłoniach, weszłam do przestronnej jadalni. Księżniczki już tam siedziały. Przysłuchałam się ich rozmowie. Znowu dyskutowały, kto mógł być w nocy w sali szpitalnej. Zebrała się we mnie wściekłość, podeszłam do stołu i głośno postawiłam na nim półmisek, zwracając na siebie ich uwagę.
Oczywiście wiedziałam kto był wtedy w tej sali. Sama widziałam, jak Calleb wymykał się w nocy z sypialni mężczyzn.
Tylko po co?
Przeprowadziłam sie tam, gdy miałam 7 lat. Od początku był moim najbliższym sąsiadem. Nigdy jednak się z nim nawet nie przywitałam. Onieśmielał mnie jego idealny wygląd. Dosyć długie włosy koloru ciemny blond, zielone oczy o przejmującym spojrzeniu. Wiedziałam tylko, że ma na imię Calleb. Myślałam, że zawsze tak będzie. Będziemy żyć w osobnych światach, a mi pozostanie jedynie marzyć o nim.
Wszystko jednak się zmieniło w dniu moich 10 urodzin. Mama upiekła mi piękny tort, a tata zapalił na nim świeczki. Przyszli też na chwilę rodzice Calleba, by złożyć mi życzenia. Rodzice poszli do piwnicy po prezent dla mnie. Wyszli tylko na chwilę. To wystarczyło. Przez okno wbiegł do domu jakiś kot. Z parapetu skoczył na stołek, zrzucając tort na ziemię. Na początku było mi smutno z powodu leżącego na podłodze ciasta. Wtedy poczułam swąd spalenizny. Świeczki na torcie podpaliły drewnianą podłogę. Po chwili wszystko zajęło się od ognia. Pamiętam to ciepło, dym, który zatykał mi nozdrza. Uciekłam z domu. Rodzice moi i Calleba już nie. Płakałam z histerią, a płomienie trawiły mój dom. I rodziców.
Calleb wybiegł ze swojego domu. Po policzkach płynęły mu łzy. Chciałam wrócić do środka, jednak Calleb chwycił mnie za rękę, po czym objął w ramionach i usiadł ze mną na trawie. Szamotałam się, jednak on był silny. Był zaskakująco dojrzały, a miał dopiero 13 lat. " nie dasz rady już nic zrobić " powiedział. Poczułam w jego głosie ogromny smutek, przestałam się rzucać. Płakałam tylko w jego ramię. On płakał także. Siedzieliśmy tak całą noc.
A potem znalazła nas Agness.
Zaprowadziła do króla, a ten zgodził się, by nas przygarnęła. Calluba wziął do siebie najpierw ogrodnik, potem jednak okazało się, że chłopak zna się na koniach. Ja zamieszkałam wśród służących, on również.
Z zamyślenia wyrwał mnie Robert, ogrodnik, pytając, czy nie jest mi zimno.
-Nie, właściwie i tak muszę już iść - odpowiedziałam, wstając z ławki. Skierowałam się do sypialni kobiet. Za mną przez konary drzew powoli przedostawały się pierwsze promienie słońca. Wschód malował się na wrzosowy kolor.
Podchodząc do schodów prowadzących do naszej sypialni, wpatrywałam się w te po drugiej stronie. Dobiegły z nich jakieś kroki. Przez chwilę miałam ulotną nadzieję, że być może to Calleb wstał dzisiaj wcześniej, zostaje jednak rozwiana, w chwili gdy dostrzegam Jacksona. Z westchnieniem ruszyłam schodami do mojej sypialni. Agness już wstała i ścieliła właśnie swoje łóżko. Zobaczywszy mnie, powiedziała, że kucharki potrzebujà mojej pomocy przy śniadaniu. Dziwne, jakoś nagle wszyscy mnie potrzebują, odkąd kończąc 16 lat, zostałam również służącą. Z westchnieniem ruszyłam w stronę kuchni.
- Jesteś! - wykrzyknęła Diana, wkładając mi na ręce półmisek z owocami i dzban soku z czerwonych porzeczek.
-Zanieś to do jadalni.
Manewrując tym, co miałam w dłoniach, weszłam do przestronnej jadalni. Księżniczki już tam siedziały. Przysłuchałam się ich rozmowie. Znowu dyskutowały, kto mógł być w nocy w sali szpitalnej. Zebrała się we mnie wściekłość, podeszłam do stołu i głośno postawiłam na nim półmisek, zwracając na siebie ich uwagę.
Oczywiście wiedziałam kto był wtedy w tej sali. Sama widziałam, jak Calleb wymykał się w nocy z sypialni mężczyzn.
Tylko po co?
Subskrybuj:
Posty (Atom)