sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział VIII: "Jej czarne włosy zalśniły w słońcu, gdy ruszyła pewnie w ich kierunku"

   -Angela, błagam cię, nie rób scen - powiedziała ze znudzeniem Rose, przewieszając nogi przez oparcie sofy na której leżała. Błękitnooka od dziesięciu minut krążyła po pokoju w niebieskiej sukni, stresując się na spotkanie z Andre -masz jeszcze godzinę, a ty już latasz...
   -Nie zrozumiesz tego - powiedziała Angela, po czym pokazując Rose język dodała: - jesteś na to za młoda.
 Jej siostra wywróciła tylko oczami, nie chcąc doprowadzić do kłótni.
 Lillian w  tym czasie była w   bibliotece i uczyła się na egzamin z  geografii, studiując mapy Trillingeru. Z powodu śpiączki Angeli i przyjazdu Andre miały jeszcze wolne do końca tygodnia, jednak egzamin wciąż pozostawał w  tym samym terminie.
 Angela przeglądała się w  lustrze, kiedy ktoś dwa razy zapukał do drzwi, po czym wszedł do sali. Tą osobą okazała się ta sama młoda służąca, którą spotkały wczoraj. Jej czarne włosy zalśniły w słońcu, gdy ruszyła pewnie w ich kierunku. Obie księżniczki spojrzały na nią, gdy ta zaczęła mówić
   -Macie stawić się u króla...- powiedziała obojętnym głosem, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem.- zaraz... gdzie jest ta brunetka?
Angela aż zaczerpnęła powietrze, słysząc bezczelność w  głosie niebieskookiej. Powiedziała ostatnią część zdania, jakby słowa "ta brunetka" były dla niej obelgą. Niemożliwe, że nie znała imion księżniczek, w  których królestwie żyje, ba, u których służy. Rose też była zniesmaczona tonem służącej.
   -Coś ty powiedziała? - nie wytrzymała Angela, zaciskając ręce w  pięści.
Służąca trochę się speszyła, jednak zaraz na jej twarz znowu powrócił ten sam drażniący, obojętny wyraz.
   -Coś nie tak? Zapytałam, gdzie wasza siostra.
   -To zabrzmiało jak obelga pod jej adresem - włączyła się Rose.
   -W takim razie macie problem, bo tylko wam się tak zdawało - prychnęła służąca.
Angela aż się zagotowała.
   -Może trochę szacunku, co?
   -Pfff, jesteście zadufane w sobie i rozpieszczone. Może jeszcze ucałować w stopę, co?
   -Słuchaj. - Angela wyrzuciła z siebie powoli, ale dobitnie - Szacunek należy się każdemu. My jakoś również okazujemy go na przykład naszemu ojcu - podeszła bliżej służącej, wyszeptując jej ostatnie słowa - wystarczy znać swoje miejsce.
 Rose spojrzała ze zdumieniem na swoją siostrę, a  służąca odsunęła się od niej nieznacznie. Już nie była taka pewna siebie.
   -A teraz wyjdziesz stąd i pójdziesz sobie tak daleko, żebym nie musiała cię więcej oglądać - powiedziała Angela złowrogo. Służąca zaczęła się cofać ze zmieszaniem.
   -Imię? -zapytała jej głośno Angela
   -V...Victoria
   -Victoria... dopilnuję, żeby dowiedział się o tym nasz ojciec.
Służąca rzuciła jej nieprzyjazne spojrzenie, pod którym jednak kryła się niepewność, i  wyszła. Angela opadła z westchnieniem na kanapę. Rose stała na środku nie kryjąc zdumienia
   -....Wow. Nieźle jej przygadałaś - powiedziała do siostry, będąc pod niemałym wrażeniem.
  -Cóż... nikt nie będzie obrażał jednej z nas. A teraz chodźmy do ojca - powiedziała, wstając z  kanapy.
  Gdy Rose i Angela dotarły na miejsce, zauważyły biegnącą w ich kierunku Lillian.
   -Hej, o co chodzi? - zapytała, ruchem głowy wskazując gabinet ojca.
   -No właśnie nie wiemy - odrzekła Rose, wzruszając ramionami. Nagle drzwi przed nimi otworzyły się i stanął przed dziewczynami młody chłopak. Zobaczywszy je, zamarł. Nieznajomy miał dość długie włosy koloru ciemny blond i przejmujące, zielone oczy. Nosił brązową, wystrzępioną bluzkę z obciętymi rękawami, przez co idealnie prezentowały się jego mięśnie na rękach, w tym momencie napięte. Był nieco opalony.
   -P.. przepraszam - powiedział, kłaniając się nisko. Angela otworzyła szeroko oczy, po czym zrobiła krok w jego kierunku, intensywnie się w niego wpatrując ze zmrużonymi oczami. Chłopak patrzył na nią ze zmieszaniem.
   -c...coś nie tak?
Angela odwróciła od niego wzrok, kręcąc głową.
   -Nie. Możesz odejść.
Chłopak natychmiast ukłonił się i ruszył w kierunku, z którego przyszły siostry.
   -Angela... co to było do cholery? - zapytała ją Lillian. Rose zganiła ją wzrokiem za słownictwo.
   -Hmmm.. miałam dziwne wrażenie, że skądś go znam.
   -Nasz zamek widocznie ma nowych, bardzo młodych pracowników - stwierdziła Rose - najpierw ta czarnowłosa, teraz on. Musiał mieć tyle lat co ty, Lillian.
   -Nawet nie przypominaj mi o tej całej Victorii.. - powiedziała Angela, przypominając sobie niedawne wydarzenie. Lillian uniosła jedną brew.
   -Skąd wiesz, jak ona ma na imię?
   -Wyszło między nimi małe.... spięcie - odparła Rose. Zielonooka chciała zapytać jeszcze o szczegóły, ale odpuściła sobie. Drzwi do gabinetu ich ojca otworzyły się i wyszedł z  nich jakiś służący. Zobaczywszy je, ukłonił się nisko.
   -O, a  księżniczki tutaj... król kazał mi właśnie po was iść, bo tak długo was nie było.
   -Już wchodzimy - odpowiedziała Lillian, wchodząc do sali. Brzy ogromnym stole siedział ich ojciec. Dziewczyny pokłoniły mu się i stanęły przed blatem, oczekując na to, co ma do powiedzenia król.
   -Jesteście nareszcie - zaczął oschle. Nie lubił niepunktualności - a  więc dzisiaj masz się spotkać z księciem Andre - rzekł, zwracając się do Angeli - Nareszcie. Mam nadzieję, że nie poczujesz się znowu źle. Pilnuj się, proszę i w razie jakichkolwiek objawów, wracaj do zamku. Myślę, że książę zrozumie. Tymczasem muszę was oznajmić, że - jak pewnie wiecie - Leuens* przyjechał tu na jedynie pięć dni. Pierwszy dzień zszedł mu na podróży. Drugiego miał spotkać się z Angelą, jednak zdarzył się ten wypadek. Trzeciego dnia Angela wciąż była w   złym stanie. Dzisiaj jest tu czwarty dzień i macie wreszcie spotkanie. Jednak jutro książę wyjeżdża a to oznacza...
    -Że nie zdąży spotkać się ze mną - dokończyła za ojca Lillian ze smutkiem w  głosie.
    -Dla tego właśnie książę postanowił, że wyjedziesz wraz z nim.
    -CO?! - siostry zrobiły wielkie oczy, dowiadując się o decyzji Andre.
    -Ale jak to... mam tam jechać... sama? Na ile?
   -Dopóki książę nie wybierze, z  którą z  was chce być. Później wrócicie a książę poślubi tutaj jedną z  was.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Król krzyknął, aby wejść. Wtedy w  drzwiach pojawił się Andre.
   -Księżniczko. Szukałem cię wszędzie. Czyżbyś zapomniała o spotkaniu ze mną? - zwrócił się do Angeli,  w zabójczym uśmiechu ukazując śnieżnobiałe zęby. 

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział VII - z innej perspektywy: " Nikły blask księżyca wdzierał się do pokoju "

Znowu wstałam najwcześniej. Nawet słońce nie wyjrzało jeszcze zza horyzontu. Nikły blask księżyca wdzierał się do pokoju przez małe okienko tuż przy suficie. Spojrzałam na łóżko tuż obok mojego. Agness wciąż jeszcze spała. Na jej głowie coraz więcej było siwych włosów, które opadały na jej zmęczoną twarz. Naprawdę uwielbiałam tę kobietę. Po chwili wpatrywania się w nią, gdy wspomnienia sprzed 6 lat zalewały mój umysł, ocknęłam się z zadumy i zaczęłam wspinać po krętych, wąskich schodach, uważając na skrzypiące stopnie. Po chwili wyszłam na parter zamku. Byłam w wąskim korytarzu. Pomimo, że nic nie widziałam w ciemności, poruszałam się tu sprawnie. Po mojej prawej były drzwi prowadzące do ogrodów królewskich, po lewej - do kuchni. Dokładnie naprzeciwko mnie były schody prowadzące do sypialni dla służących płci męskiej. Byłam tam raz. Ich sypialnia nie różni się zanadto od naszej, tylko my mamy do dyspozycji trzy pokoje, a oni dwa. W każdym pokoju śpi 10 osób. Mało prywatności, ale mi to bardzo nie przeszkadza. Przynajmniej nigdy nie jestem sama. Westchnęłam. Przez chwilę korciło mnie, by zejść do pokoju mężczyzn. W końcu jednak skierowałam się w prawo. Otworzyłam ostrożnie drzwi na zewnątrz. Uderzyła mnie fala nieprzyjemnie chłodnego powietrza. Zamknęłam jednak za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie żwirową dróżką. W wydychanym przeze mnie powietrzu tworzyły się obłoczki pary. Przystanęłam na chwilę i spojrzałam na małe okienko tuż przy ziemi. Za nim znajdował się ON. Poczułam ukłucie w brzuchu. To dziwne. Widzę go codziennie i wciąż nie jestem przyzwyczajona do jego widoku. Usiadłam na oszronionej ławce, odchylając do tyłu głowę. Przejechałam ręką po moich czarnych włosach, które zdążyły przesiąknąć wilgocią. Pociągnęłam za ich końcówki, wściekając się, że są takie krótkie. Spojrzałam w niebo. Zbliżał się świt. Za jakieś pół godziny zrobi tu się tłoczno. I być może zobaczę Jego. Nagle znów zaczęły napływać wspomnienia.
Przeprowadziłam sie tam, gdy miałam 7 lat. Od początku był moim najbliższym sąsiadem. Nigdy jednak się z nim nawet nie przywitałam. Onieśmielał mnie jego idealny wygląd. Dosyć długie włosy koloru ciemny blond, zielone oczy o przejmującym spojrzeniu. Wiedziałam tylko, że ma na imię Calleb. Myślałam, że zawsze tak będzie. Będziemy żyć w osobnych światach, a mi pozostanie jedynie marzyć o nim.
Wszystko jednak się zmieniło w dniu moich 10 urodzin. Mama upiekła mi piękny tort, a tata zapalił na nim świeczki. Przyszli też na chwilę rodzice Calleba, by złożyć mi życzenia. Rodzice poszli do piwnicy po prezent dla mnie. Wyszli tylko na chwilę. To wystarczyło. Przez okno wbiegł do domu jakiś kot. Z parapetu skoczył na stołek, zrzucając tort na ziemię. Na początku było mi smutno z powodu leżącego na podłodze ciasta. Wtedy poczułam swąd spalenizny. Świeczki na torcie podpaliły drewnianą podłogę. Po chwili wszystko zajęło się od ognia. Pamiętam to ciepło, dym, który zatykał mi nozdrza. Uciekłam z domu. Rodzice moi i Calleba już nie. Płakałam z histerią, a płomienie trawiły mój dom. I rodziców.
Calleb wybiegł ze swojego domu. Po policzkach płynęły mu łzy. Chciałam wrócić do środka, jednak Calleb chwycił mnie za rękę, po czym objął w ramionach i usiadł ze mną na trawie. Szamotałam się, jednak on był silny. Był zaskakująco dojrzały, a miał dopiero 13 lat. " nie dasz rady już nic zrobić " powiedział. Poczułam w jego głosie ogromny smutek, przestałam się rzucać. Płakałam tylko w jego ramię. On płakał także. Siedzieliśmy tak całą noc.
A potem znalazła nas Agness.
Zaprowadziła do króla, a ten zgodził się, by nas przygarnęła. Calluba wziął do siebie najpierw ogrodnik, potem jednak okazało się, że chłopak zna się na koniach. Ja zamieszkałam wśród służących, on również.

Z zamyślenia wyrwał mnie Robert, ogrodnik, pytając, czy nie jest mi zimno.
   -Nie, właściwie i tak muszę już iść - odpowiedziałam, wstając z ławki. Skierowałam się do sypialni kobiet. Za mną przez konary drzew powoli przedostawały się pierwsze promienie słońca. Wschód malował się na wrzosowy kolor.
Podchodząc do schodów prowadzących do naszej sypialni, wpatrywałam się w te po drugiej stronie. Dobiegły z nich jakieś kroki. Przez chwilę miałam ulotną nadzieję, że być może to Calleb wstał dzisiaj wcześniej, zostaje jednak rozwiana, w chwili gdy dostrzegam Jacksona. Z westchnieniem ruszyłam schodami do mojej sypialni. Agness już wstała i ścieliła właśnie swoje łóżko. Zobaczywszy mnie, powiedziała, że kucharki potrzebujà mojej pomocy przy śniadaniu. Dziwne, jakoś nagle wszyscy mnie potrzebują, odkąd kończąc 16 lat, zostałam również służącą. Z westchnieniem ruszyłam w stronę kuchni.
   - Jesteś! - wykrzyknęła Diana, wkładając mi na ręce półmisek z owocami i dzban soku z czerwonych porzeczek.
   -Zanieś to do jadalni.
Manewrując tym, co miałam w dłoniach, weszłam do przestronnej jadalni. Księżniczki już tam siedziały. Przysłuchałam się ich rozmowie. Znowu dyskutowały, kto mógł być w nocy w sali szpitalnej. Zebrała się we mnie wściekłość, podeszłam do stołu i głośno postawiłam na nim półmisek, zwracając na siebie ich uwagę.
Oczywiście wiedziałam kto był wtedy w tej sali. Sama widziałam, jak Calleb wymykał się w nocy z sypialni mężczyzn.
Tylko po co?

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział VI: "Nic wam do tego, kto był w sali tej nocy"

Dziewczyny stanęły przed drzwiami prowadzącymi do jednej z Sal Gościnnych.
   -Skąd wiesz, że Andre jest akurat tutaj? - zapytała Rose - mamy w  zamku 10 takich sal dla gości, to może być każda...
Rose pokręciła głową
   -To tutaj. Wczoraj widziałam, że do pokoju wchodziła Laure, która przecież jest od prania. Nie wchodziłaby do niezamieszkanego pokoju bo po co?
Powiedziała,po czym bez ostrzeżenia pewnie zapukała w drzwi. Po kilku sekundach ktoś nacisnął klamkę od środka, a  Lillian bezwiednie schowała się trochę za plecy siostry.
W wejściu stanął Andre ubrany w  szlafrok, a  mokry kosmyk czarnych włosów opadł mu na czoło. Jego twarz pokrywał poranny zarost. Brunetka westchnęła cicho, i natychmiast zaczerwieniła się, zdając sobie z  tego sprawę. Szatyn obrzucił ją spojrzeniem, dla którego mogłaby zabić. "Jaki on boski!" pomyślała Lillian.
   -Witam piękne księżniczki - chłopak uśmiechnął się i ucałował dłoń każdej z  sióstr - przepraszam, że witam was w tym stroju, ale brałem właśnie prysznic. Co was do mnie sprowadza? - zapytał, gestem zapraszając dziewczyny do środka. Rose weszła pewnie do pokoju, Lillian zaś ze zmieszaniem weszła za nią.
   -Chciałyśmy tylko powiedzieć, że to miło z  twojej strony, że byłeś w nocy przy naszej siostrze.
Andre spojrzał na Rose ze zdziwieniem.
   -Przepraszam, ale nie mam pojęcia o czym mówisz.
   -No... przy Angeli, kiedy zapadła w  śpiączkę a ty przyszedłeś do Sali szpitalnej i byłeś przy jej łóżku.
   -Nie, nie było mnie tam wtedy - odparł, a widząc strach w  oczach Rose, dodał szybko - a czy coś się stało?
   -Nie, nie. Tak tylko myślałyśmy, że może... no ale nieważne. Przepraszamy za najście - powiedziała Rose, wciąż z wyczuwalnym lękiem.
   -Przychodźcie, kiedy chcecie - odpowiedział szatyn odprowadzając je do drzwi. Dziewczyny dygnęły i chciały już wychodzić, gdy Rose zatrzymała się w  progu i zwróciła do Andre
   -Ale byłeś przy jej łóżku w  dzień, tak? Jeszcze w  ten sam, kiedy zemdlała?
Chłopak pokręcił głową.
   -Oczywiście, że nie. Nie można mi było tam wejść. Tylko personel i król mieli wstęp do Sali Szpitalnej.
   -Ahmm... dobra, dziękuję - powiedziawszy to, Rose wyszła z sali, popychając przy tym nieznacznie siostrę. Gdy blondynka zamknęła za sobą drzwi, spojrzała na Lillian ze strachem.
   -To nie on - powiedziała brunetka. Była w  szoku.
   -To naprawdę dziwne. Myślisz, że powinnyśmy powiedzieć o tym Angeli?
   -Tak będzie najlepiej, nie wiem, co to jest, ale musimy ją ostrzec.
Dziewczyny ruszyły więc w  milczeniu korytarzami wielkiego zamku, każda zanurzona we własnych myślach. Nawet się nie spostrzegły, gdy dotarły do przestronnej sali z rzędem łóżek.
   -Dziewczyny, a wy co takie nieprzytomne? - zapytała z  rozbawieniem Angela, wyrywając tym siostry z  zadumy.
   -Hmmm... mamy dla ciebie wiadomość - Lillian zaczerpnęła tchu - chyba raczej złą.
 Zielonooka spojrzała na nią z  niepokojem
   -Co się stało?
Lillian czekała chwilę, aż Rose się odezwie. Ta jednak milczała, uparcie wpatrując się w  brunetkę. Lill przypomniała sobie wtedy słowa siostry.

 -Dobra już, dobra - machnęła ręką zielonooka - chociaż bardzo mnie ciekawi, co to mogło być...
  -Mnie to raczej przeraża... - odparła Rose, spoglądając na Angelę.

Zrozumiała, że to wszytko przerasta Rose, więc sama zaczęła mówić. Opowiedziała Angeli wszystko od ich nocnej wyprawy do dzisiejszej rozmowy z Andre. Blondynka nie przerywała jej i uważnie słuchała, jednak I Rose i Lillian zauważyły, że ich siostra robi się blada wraz z rozwojem historii. 
   -Wtedy on powiedział: "Oczywiście, że nie. Nie można mi było tam wejść. Tylko personel i król mieli wstęp do Sali Szpitalnej." - zakończyła brunetka i zamilkła w  napięciu, oczekując na reakcję Angeli.
  -O mój Boże - powiedziała powoli i cicho blondynka.
Siostry spojrzały na nią z niepokojem. Angela nic jednak więcej nie powiedziała. Po chwili do dziewczyn podeszła bardzo młoda służąca. Lillian od razu zdziwił jej wiek. "Ona nie może być starsza ode mnie!" pomyślała. "Nigdy jej tu nie widziałam... co to za dziewczyna?"
Dziewczyna miała intensywnie czarne włosy, które przebłyskiwały granatem. Były idealnie proste i sięgały jej ledwo do ramion. Jej oczy za to były niebieskie i tak głębokie, że wyglądały jakby ktoś zamknął w nich cały ocean.
   -Agness mówi, że powinnaś odpocząć -zwróciła się do Angeli, a uwagę Lillian przykuła tym razem pewność siebie bijąca od dziewczyny. Nie była wcale speszona kontaktem z  księżniczkami -powinnyście stąd wyjść - zwróciła się tym razem do Lill i Rose. Po chwili, gdy te zaczęły się oddalać, chwyciła brunetkę za rękę. Lillian odwróciła się i zobaczyła, jak oczy nieznajomej służącej błyszczą i są jeszcze głębsze. Czarnowłosa nachyliła się, tak, że jej włosy muskały szyję zielonookiej i wyszeptała "to nie był żaden potwór. Nic wam do tego, kto był w sali tej nocy."
  Lillian zamurowało. Służąca zniknęła jej z  widoku, zostawiając ją z  kompletnym mętlikiem w  głowie.