piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział VII - z innej perspektywy: " Nikły blask księżyca wdzierał się do pokoju "

Znowu wstałam najwcześniej. Nawet słońce nie wyjrzało jeszcze zza horyzontu. Nikły blask księżyca wdzierał się do pokoju przez małe okienko tuż przy suficie. Spojrzałam na łóżko tuż obok mojego. Agness wciąż jeszcze spała. Na jej głowie coraz więcej było siwych włosów, które opadały na jej zmęczoną twarz. Naprawdę uwielbiałam tę kobietę. Po chwili wpatrywania się w nią, gdy wspomnienia sprzed 6 lat zalewały mój umysł, ocknęłam się z zadumy i zaczęłam wspinać po krętych, wąskich schodach, uważając na skrzypiące stopnie. Po chwili wyszłam na parter zamku. Byłam w wąskim korytarzu. Pomimo, że nic nie widziałam w ciemności, poruszałam się tu sprawnie. Po mojej prawej były drzwi prowadzące do ogrodów królewskich, po lewej - do kuchni. Dokładnie naprzeciwko mnie były schody prowadzące do sypialni dla służących płci męskiej. Byłam tam raz. Ich sypialnia nie różni się zanadto od naszej, tylko my mamy do dyspozycji trzy pokoje, a oni dwa. W każdym pokoju śpi 10 osób. Mało prywatności, ale mi to bardzo nie przeszkadza. Przynajmniej nigdy nie jestem sama. Westchnęłam. Przez chwilę korciło mnie, by zejść do pokoju mężczyzn. W końcu jednak skierowałam się w prawo. Otworzyłam ostrożnie drzwi na zewnątrz. Uderzyła mnie fala nieprzyjemnie chłodnego powietrza. Zamknęłam jednak za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie żwirową dróżką. W wydychanym przeze mnie powietrzu tworzyły się obłoczki pary. Przystanęłam na chwilę i spojrzałam na małe okienko tuż przy ziemi. Za nim znajdował się ON. Poczułam ukłucie w brzuchu. To dziwne. Widzę go codziennie i wciąż nie jestem przyzwyczajona do jego widoku. Usiadłam na oszronionej ławce, odchylając do tyłu głowę. Przejechałam ręką po moich czarnych włosach, które zdążyły przesiąknąć wilgocią. Pociągnęłam za ich końcówki, wściekając się, że są takie krótkie. Spojrzałam w niebo. Zbliżał się świt. Za jakieś pół godziny zrobi tu się tłoczno. I być może zobaczę Jego. Nagle znów zaczęły napływać wspomnienia.
Przeprowadziłam sie tam, gdy miałam 7 lat. Od początku był moim najbliższym sąsiadem. Nigdy jednak się z nim nawet nie przywitałam. Onieśmielał mnie jego idealny wygląd. Dosyć długie włosy koloru ciemny blond, zielone oczy o przejmującym spojrzeniu. Wiedziałam tylko, że ma na imię Calleb. Myślałam, że zawsze tak będzie. Będziemy żyć w osobnych światach, a mi pozostanie jedynie marzyć o nim.
Wszystko jednak się zmieniło w dniu moich 10 urodzin. Mama upiekła mi piękny tort, a tata zapalił na nim świeczki. Przyszli też na chwilę rodzice Calleba, by złożyć mi życzenia. Rodzice poszli do piwnicy po prezent dla mnie. Wyszli tylko na chwilę. To wystarczyło. Przez okno wbiegł do domu jakiś kot. Z parapetu skoczył na stołek, zrzucając tort na ziemię. Na początku było mi smutno z powodu leżącego na podłodze ciasta. Wtedy poczułam swąd spalenizny. Świeczki na torcie podpaliły drewnianą podłogę. Po chwili wszystko zajęło się od ognia. Pamiętam to ciepło, dym, który zatykał mi nozdrza. Uciekłam z domu. Rodzice moi i Calleba już nie. Płakałam z histerią, a płomienie trawiły mój dom. I rodziców.
Calleb wybiegł ze swojego domu. Po policzkach płynęły mu łzy. Chciałam wrócić do środka, jednak Calleb chwycił mnie za rękę, po czym objął w ramionach i usiadł ze mną na trawie. Szamotałam się, jednak on był silny. Był zaskakująco dojrzały, a miał dopiero 13 lat. " nie dasz rady już nic zrobić " powiedział. Poczułam w jego głosie ogromny smutek, przestałam się rzucać. Płakałam tylko w jego ramię. On płakał także. Siedzieliśmy tak całą noc.
A potem znalazła nas Agness.
Zaprowadziła do króla, a ten zgodził się, by nas przygarnęła. Calluba wziął do siebie najpierw ogrodnik, potem jednak okazało się, że chłopak zna się na koniach. Ja zamieszkałam wśród służących, on również.

Z zamyślenia wyrwał mnie Robert, ogrodnik, pytając, czy nie jest mi zimno.
   -Nie, właściwie i tak muszę już iść - odpowiedziałam, wstając z ławki. Skierowałam się do sypialni kobiet. Za mną przez konary drzew powoli przedostawały się pierwsze promienie słońca. Wschód malował się na wrzosowy kolor.
Podchodząc do schodów prowadzących do naszej sypialni, wpatrywałam się w te po drugiej stronie. Dobiegły z nich jakieś kroki. Przez chwilę miałam ulotną nadzieję, że być może to Calleb wstał dzisiaj wcześniej, zostaje jednak rozwiana, w chwili gdy dostrzegam Jacksona. Z westchnieniem ruszyłam schodami do mojej sypialni. Agness już wstała i ścieliła właśnie swoje łóżko. Zobaczywszy mnie, powiedziała, że kucharki potrzebujà mojej pomocy przy śniadaniu. Dziwne, jakoś nagle wszyscy mnie potrzebują, odkąd kończąc 16 lat, zostałam również służącą. Z westchnieniem ruszyłam w stronę kuchni.
   - Jesteś! - wykrzyknęła Diana, wkładając mi na ręce półmisek z owocami i dzban soku z czerwonych porzeczek.
   -Zanieś to do jadalni.
Manewrując tym, co miałam w dłoniach, weszłam do przestronnej jadalni. Księżniczki już tam siedziały. Przysłuchałam się ich rozmowie. Znowu dyskutowały, kto mógł być w nocy w sali szpitalnej. Zebrała się we mnie wściekłość, podeszłam do stołu i głośno postawiłam na nim półmisek, zwracając na siebie ich uwagę.
Oczywiście wiedziałam kto był wtedy w tej sali. Sama widziałam, jak Calleb wymykał się w nocy z sypialni mężczyzn.
Tylko po co?

1 komentarz:

  1. WoooW no chyba troszkę się rozpiszę w tym komentarzu. Na początku nie wiedziała kto to jest, ale teraz już mi się wydaję, że jest to najmłodsza z służących. Fajnie bardzo, miała bardzo smutne dzieciństwo. Współczuję jej i ogólnie superaśnie! Rozumiem, że teraz jakby było z punktu widzenia służących. Z resztą jak sama nazwa postu. Super, że po długim czasie wstawiłaś kolejny post!THX! ;* tylko szkoda, że taki krótki! Mam nadzieję, że następny napiszesz szybciej. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń

Co sądzicie? Dzielcie się wrażeniami w komentarzach ;)