środa, 22 maja 2013

Rozdział III: "delikatnie podniósł jej podbródek i spojrzał dziewczynie w oczy"

   Była szesnasta, kiedy ktoś zapukał do pokoju dziewczyn, budząc je. Zaspana Rose przetarła oczy, Lillian natomiast podeszła szybko do drzwi. Gdy je otworzyła, zamarła.
   -Witajcie - powiedział szatyn, kłaniając się i całując rękę Lillian. Gdy Rose podeszła do nich, ucałował również jej dłoń - słyszałem już, co się stało z waszą siostrą. Przyszedłem złożyć wam kondolencje z  tego powodu. Jak się czujecie?
   -Najgorsze jest to, że nie wiemy co jej jest - powiedziała smutno Rose. Lillian, wpatrując się w Andre nie mogła wykrztusić ani słowa.
    -Najgorsza jest ta niepewność - odpowiedział ze zrozumieniem Andre - mam jednak głęboką nadzieję, że wasza siostra z tego wyjdzie.
    -My też mamy taką nadzieję - odparła Rose.
Szatyn stał jeszcze chwilę w  drzwiach, głęboko zamyślony. Wyraźnie chciał coś powiedzieć. W końcu zapytał:
    -Wiem, że ta propozycja może być daleko nie na miejscu, ale... mój kraj bardzo mnie potrzebuje a ja przyjechałem tu zaledwie na pięć dni. Nie chciałbym wyjeżdżać stąd nie poznawszy żadnej z was. Czy mógłbym spotkać się z Tobą jutro o 16? - zwrócił się do Lillian głęboko wpatrując się w  jej oczy - bardzo możliwe, że wasza siostra odzyska przytomność po tym czasie i spotkam się z nią po Tobie. Co ty na to?
Lillian wpatrywała się w niego z przejęciem. Serce krzyczało "Tak, tak, tak! Powiedz TAK idiotko, nad czym ty się zastanawiasz?!". Spojrzała na Rose i jej karcący, zawiedziony wzrok powiedział jej wszystko. Nie może tego zrobić. Z trudem wyjąkała:
    -Niestety... obawiam się, że to nie najlepszy pomysł.. nie mogłabym bawić się kiedy ona walczy o życie... przepraszam - ostatnie słowo powiedziała szeptem, opuszczając wzrok. Szatyn chwycił jedną ręką jej prawą dłoń, drugą zaś delikatnie podniósł jej podbródek i spojrzał dziewczynie w  oczy
    -Nie, to ja przepraszam. To naprawdę była bardzo niemoralna propozycja. Przyjadę kiedy indziej. Proszę, abyś się nie obwiniała -powiedziawszy to puścił jej dłoń, ukłonił się i wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Po policzkach Lillian pociekły łzy. Rose bez słowa przytuliła ją i tkwiły w tej pozycji dłuższą chwilę. Miały na to czas. W związku z wypadkiem Angeli, wszystkie ich zajęcia odwołano.
   ***
 Rose i Lillian pierwszy raz od bardzo długiego czasu jadły kolację z ojcem.
    -...najprawdopodobniej jakiś wirus -król tłumaczył dziewczynom, co mogło przydarzyć się ich siostrze - poza tym była zdenerwowana spotkaniem z  księciem Andre... tak, myślę, że to bardzo prawdopodobne - król zauważył smutne miny dziewczyn. Ich talerze były puste. Mężczyzna westchnął - może lepiej idźcie. To był dla was długi dzień.
 Dziewczyny podziękowały więc i poszły do sypialni w nie najlepszych humorach.
  ***
   -Myślisz, że to najlepszy pomysł? -szepnęła Rose do Lillian, która właśnie zapalała drugą świecę dla siostry. Nikły płomień oświetlał ich twarze w tajemniczy sposób, tańcząc i rzucając nienaturalne cienie. Było około drugiej w  nocy.
    -Co się może stać? - zapytała Lillian - wszyscy teraz śpią, przebiegniemy po cichu i za chwilę będziemy w sali szpitalnej.
    -Za chwilę? Angela leży po drugiej stronie zamku!
    -No cóż, chyba mamy prawo zobaczyć naszą siostrę
    -Ale tata i Oriana mówili...
    -...Że lepiej, żebyśmy nie widziały siostry w  tym stanie i nie zbliżały się do niej, by nie stało nam się to co jej. Wiem przecież. Ale w sumie złapałam ją gdy upadała i nic mi nie jest.
Rose westchnęła, chwytając świecę zapaloną przez Lillian.
     -Dobra, ale jak tata się dowie....
 Drzwi skrzypnęły cicho. dziewczyny nerwowo spojrzały po sobie, po czym oświetliły świecami korytarz.
     -Nikogo nie ma, chodźmy!
Dziewczyny biegły na boso, by nie robić hałasu. Posadzka była nieprzyjemnie chłodna. Zbliżając się do zakrętu, zwolniły. Rose podała swoją świecę Lillian i sama podeszła bliżej. Zerknęła przez ścianę, jednak ciemność była tak przenikliwa, że nic nie widziała. Po chwili jednak usłyszała jakieś kroki. Z przerażeniem zrobiła do Lillian gest ręką sugerujący, że ma się cofnąć. Nikt nie może zauważyć blasku świec.
Nasłuchiwała jeszcze przez chwilę, ale odgłos kroków ucichł. Nagle podskoczyła, gdy ktoś trzasnął drzwiami. Odczekała jeszcze chwilę, po czym przywołała do siebie brunetkę. Chwyciła od niej świecę i, upewniwszy się jeszcze raz, że są bezpieczne, ruszyła na przód a zaraz za nią Lillian.
   Szły po chłodnych korytarzach, co chwilę wykonując te same czynności, gdy pojawiał się kolejny zakręt. A było ich tak wiele, że zapewne zgubiłyby się, gdyby nie znały tak dobrze zamku. W końcu doszły do dużych drzwi z jasnego drewna. Lillian nacisnęła mosiężną klamkę i siłą pchnęła do przodu ogromne wrota. Była to duża sala z szeregiem łóżek. W ostatnim z nich zasłonięte były białe kurtyny. Dziewczyny podeszły tam po cichu. Nie bez strachu rozsunęły powoli materiał. 
   Dziewczyny aż zaczerpnęły głośno haust powietrza, zobaczywszy swoją siostrę. Była blada jak ściana z ciemnymi obwódkami wokół oczu. Jej policzki były zapadnięte, jakby nie jadła od kilku dni. W blasku świec wyglądała wręcz upiornie. Lillian i Rose nie miały odwagi podejść do Angeli. Mimo, że była ich siostrą - już nie wyglądała jak ona. Wyglądała, jak ktoś, kto już... już... pożegnał się z życiem. Widocznie obie siostry doznały tego samego wrażenia, bo Lillian potrząsnęła głową, odpędzając od siebie tę myśl, a Rose zatrzęsła się i przeszły ją niemiłe dreszcze.
     -Może już chodźmy... -zapytała niepewnie Rose, pociągając brunetkę za rękaw.
     -AAAAA!!! -wrzasnęła nagle z przerażeniem Lillian, odwracając się gwałtownie. Przestraszona Rose natychmiast zapytała:
     -Lillian, co się stało?!
Zielonooka spojrzała na nią przerażonym wzrokiem.
   -Ktoś...coś... przeszło obok mnie! Poczułam, jak poruszyło się przy moich nogach!
Rose skierowała blask świecy w  miejsce, któremu zaczęła przypatrywać się siostra. Przez chwilę nie widziały nic. Nagle, ku swojemu przerażeniu, zauważyły niewyraźny zarys na jednym z łóżek. Z paniką wpatrywały się w niego, nie będąc w  stanie się poruszyć. Postać nie ruszała się, ale dziewczyny czuły na sobie jej wzrok. Wpatrywała się w nie. W zupełnej ciszy czuły coś jakby oddech tego... czegoś. Po chwili zarys ...
poruszył się!
Dziewczyny wrzasnęły z przerażeniem, i nagle drzwi rozwarły się z  hukiem.
   Stała w nich Oriana, jakiś służący i opiekunka Angeli z sali szpitalnej. Trzymali w  rękach pochodnie.
    -CO WY TUTAJ ROBICIE?! - wrzasnął służący. Dziewczyny jednak wciąż wpatrywały się, oniemiałe, na jedno łóżko.
 Dziwna postać zniknęła.
____________________________________________________________________
Aaarg, tym razem trochę strasznie, chcę wiedzieć czy wyszło mi chociaż trochę budowanie napięcia? Przestraszył się ktokolwiek? Poprzedni post był jednak krótszy od pierwszego, nie wiem czemu mi się wydawało, że dłuższy O.o Teraz mi się wydaje, że ten jest najdłuższy, ale już nic nie mówię XD.

1 komentarz:

Co sądzicie? Dzielcie się wrażeniami w komentarzach ;)